Tunezja, nieduży kraj w Afryce Północnej. To tutaj zaczęły się rewolucje arabskie, które przed prawie dekadą zmiotły ze sceny kilku dyktatorów i doprowadziły do paru wojen domowych. I jedyny, w którym udało się wprowadzić wiele elementów demokracji. Od obalenia Zin al-Abidina Ben Alego było tu już dziewięć rządów, w których zasiadali obok siebie politycy różnych partii – od lewicy po islamistów.
W innych krajach islamiści są zazwyczaj w podziemiu, ich liderzy siedzą w więzieniach, tutaj mają silną partię – Nahda, w czasach dyktatury również prześladowaną. Jej lider Raszid Ghanuszi, za Ben Alego – najpierw więzień, a potem emigrant – stoi na czele parlamentu. Teraz on i jego współpracownicy uznali, że czas na wybaczenie. Pojednanie miałoby objąć członków najbliższej rodziny nieżyjącego już od roku dyktatora, którzy wraz z nim uciekli z kraju w styczniu 2011 r., oraz współpracowników Ben Alego.
Doradca Ghanusziego, cytowany przez arabskie media, mówi o amnestii i przywróceniu tunezyjskich paszportów.
Nie odcięliśmy się
– Nie tylko Nahda wspomina o pojednaniu, także inne partie – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Mesaud Romzani, czołowy obrońca praw człowieka w Tunezji, w czasach dyktatury działacz związków zawodowych i ofiara prześladowań.