Michał Płociński: Jak oceniłby pan wiedzę Polaków o Powstaniu Warszawskim? Na ile jest to wiedza rzetelna, a na ile wciąż opiera się na różnych mitach usilnie propagowanych przez władze PRL?
Zbigniew Osiński
: Nie jest wcale tak źle z tą wiedzą. Pamiętajmy, że przed 1989 r. to nie był temat tabu. Do października 1956 r., oczywiście, trudno było spierać się o powstanie, ba, przyznanie się do uczestniczenia w nim było sporym ryzykiem i gwarancją kłopotów, ale później mówiono już o nim dużo, najczęściej stosując wygodny dla władzy klucz propagandowy: dobry i bohaterski warszawski lud, złe kierownictwo polityczne. Co ciekawe, zauważyliśmy w muzeum, że dużą wiedzą o sierpniu 1944 r. odznaczają się szczególnie wycieczki z Wrocławia i Górnego Śląska. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest, ale nie może to być przypadek – wielokrotnie się o tym przekonywaliśmy. Niezwykłe, że akurat wśród ludzi z tych terenów pamięć o powstaniu jest tak żywa. Do dziś jednak przetrwało także kilka mitów. Wielu myśli o powstaniu przez pryzmat walczących w nim dzieci. Trudno zresztą by było inaczej, gdy odwiedza się Stare Miasto i przechodzi obok Pomnika Małego Powstańca – bardzo symbolicznego, czytelnego. Peerelowska propaganda podkreślała, że nieodpowiedzialny rząd Mikołajczyka w Londynie posłał na pewną śmierć tysiące dzieci. Jednak tak jak zawyżano liczbę cywilnych ofiar, tak podkręcano najbardziej drastyczne fakty.
Dzieci nie walczyły w powstaniu? Na to są przecież dowody...
Walki trwały 63 dni, więc siłą rzeczy z dnia na dzień w mieście pojawiało się coraz więcej sierot. Szczególnie w takich dzielnicach jak Wola czy Ochota. Niemcy często rozstrzeliwali tam całe rodziny, ale zdarzało się, że matka i ojciec ginęli, a dziecko zostawało samo. I paradoksalnie, to w powstańczych oddziałach te sieroty znajdowały w miarę bezpieczne schronienie. Dostawały jeść, jakąś odzież, podstawową opiekę. A najważniejsze, że miały gdzie spać w żołnierskich kwaterach. Oddziały powstańcze nie były oczywiście przedszkolami i taka opieka nie trwała długo. Sieroty tymczasowo przebywały wśród powstańców, by potem radzić sobie już samemu lub z innymi poznanymi tam towarzyszami niedoli. W warunkach tak długo prowadzonej wojny w mieście nie mogło być inaczej.