Rz: Dlaczego wstrzymał się pan od głosu w ubiegłym tygodniu podczas głosowania nad odrzuceniem rządowego projektu ustawy o in vitro?
Ludwik Dorn, poseł niezależny, były marszałek Sejmu, wicepremier i szef MSWiA: Wstrzymałem się od głosu nad odrzuceniem projektu PiS, który był zbyt restrykcyjny, i byłem za odrzuceniem dwóch projektów SLD, o których nie warto nawet rozmawiać.
A projekt rządowy?
W obecnej wersji jest też nie do przyjęcia ze względu na tworzenie zarodków nadliczbowych i in vitro dla konkubinatów. Natomiast ocena arytmetyki parlamentarnej, motywów gry przedwyborczej PO prowadzi do wniosku, że jakaś ustawa o in vitro i tak zostanie przyjęta, więc potrzebny jest jakiś punkt wyjścia do przyjęcia ustawy jak najmniej złej, bo dobrej nie będzie.
W ramach dopuszczalności metody in vitro istnieje cały wachlarz możliwości. Krańcowe są rozwiązania brytyjskie dopuszczające rodzeństwo na ratunek, czyli wykorzystywanie metody in vitro po to, żeby wyprodukować dziecko, które będzie bankiem krwi dla już żyjącego chorego dziecka, czy matki surogatki, które rodzą dzieci parom homoseksualnym. Rozwiązania w ustawodawstwie niemieckim czy szwajcarskim mówią o ograniczeniach wyłącznie do małżeństw. Ogranicza się też tam liczbę zarodków, które mogą zostać wszczepione kobiecie, do trzech. Jest zakaz tworzenia zarodków nadliczbowych.
Społeczeństwo polskie jest w większości konserwatywne i taki też projekt powinien zostać przyjęty. Platforma od modelu umiarkowanego konserwatyzmu mocno skręciła w lewo. Narzuca się narrację: jesteś za in vitro, to jesteś za życiem, a jesteś przeciw in vitro, to jesteś przeciw życiu. Możliwości dostępności in vitro dla par pozamałżeńskich powinno się z projektu rządowego wykreślić.
Dlaczego?
Rządowy projekt ustawy o in vitro może być krokiem do zalegalizowania w Polsce związków partnerskich. Tego chce Platforma. Jeśli dopuszczamy in vitro dla par pozamałżeńskich, gdzie jeden z partnerów jest dotknięty niepłodnością, to wszelkie inne kwestie, które wiążą się z debatą o związkach partnerskich, jak dziedziczenie ustawowe, są drugorzędne, bo co jest ważniejszego niż pomoc, także finansowa, przy powoływaniu nowego życia? Jak już powiemy A, to będziemy musieli powiedzieć i Z. Z całym alfabetem pośrodku.
A tworzenie zarodków nadliczbowych?
Jeśli dopuszcza się ich tworzenie, to dopuszczalna jest selekcja eugeniczna. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że kierownictwu PO nie chodzi o żadne in vitro, tylko o reprodukcję własnej władzy dzięki dość prymitywnej grze politycznej. Posypała się instytucjonalno-partyjnie lewa strona sceny politycznej i premier Kopacz chce skonsumować ten wielki kawałek tortu przed wyborami. PO dzięki in vitro i związkom partnerskim chce poszerzyć swój elektorat o lewicę.