To było jak gra w kotka i myszkę. Wszyscy sztabowcy PiS przed kolejnymi wyborami starali się ukrywać Antoniego Macierewicza, reglamentując mu dostęp do mediów. Umiarkowani politycy PiS zdają sobie sprawę, że Macierewicz działa na większość wyborców jak płachta na byka i swymi tyradami jest w stanie zniweczyć każdą polityczną operację.
Dlatego gdy w końcówce ostatniej kampanii do mediów wypłynęły nagrania z gościnnych występów Macierewicza za oceanem – w bliskim mu środowisku radykalnej amerykańskiej Polonii – na Beatę Szydło i jej współpracowników padł blady strach.
Szydło zareagowała ekspresowo. Choć przez całą kampanię nie chciała podać ani jednego nazwiska ze swego przyszłego rządu, to tym razem zwołała specjalną konferencję prasową, by przekonywać, że to nie Macierewicz, tylko Jarosław Gowin pokieruje w jej ekipie polską armią.
Dziś widać, że to była jedynie pusta zagrywka Szydło. Bo – po pierwsze – to nie ona mebluje ten rząd, tylko Jarosław Kaczyński. A więc – i to po drugie – wygląda na to, że z woli Kaczyńskiego znajdzie się w nim Macierewicz.
Kaczyński robi wyjątek
Sojusz Kaczyńskiego i Macierewicza to w politycznych biografiach ich obu fenomen. Kaczyński nigdy dotąd nie tolerował w swym otoczeniu – i nie lansował – polityka o tak wyrazistych ambicjach lidera, z ogromnym trudem akceptującego jakiekolwiek zwierzchnictwo. Wszystkich takich ludzi prędzej czy później zmuszał do odejścia albo odchodzili sami.