Skalę porażki wizerunkowej Polskiego Ładu pokazał niedawny sondaż dla portalu StanPolityki.pl. Wynika z niego, że jedynie ok. 18,5 proc. uważa, że sztandarowy program na drugą kadencję przyniesie im korzyść. Przeciwnego zdania jest niemal 53 proc., a blisko 29 proc. sądzi, że ani nie straci, ani nie zyska.
Dowiedz się więcej: Sondaż: Niecałe 20 proc. ankietowanych uważa, że zyska na „Polskim Ładzie” PiS
I to wszystko mimo objazdowej kampanii, podczas której słuchacze wystąpień pana premiera mogą się na przykład dowiedzieć, że wkrótce będą żyli „jak na Zachodzie", a klasą średnią są, jeśli stać ich na smartfon dla dziecka.
Wyborcy, którzy przychodzą na spotkania z politykami PiS, zapewne nie mają świadomości, że niepokojąca ich być może inflacja, która może trochę popsuć radość z perspektywy życia „jak na Zachodzie", to mały pikuś w porównaniu z tym, co może ich czekać już wkrótce. W tle bowiem zaczęła się gra o unijny plan Fit For 55, którego konsekwencje dla Polski mogą być druzgocące. Wystarczy wspomnieć, że według wyliczeń Polskiego Instytutu Ekonomicznego koszt energii dla jednej piątej najuboższych gospodarstw domowych w Polsce miałby wzrosnąć o 108 proc.!
Pan premier w sprawie FF55 nie wypowiedział się jak dotąd wcale. Ani słowem nie zająknął się również pan prezydent. Czołowi politycy obozu władzy milczą, jakby mieli nadzieję, że jeśli o problemie nie wspomną, to ten w magiczny sposób zniknie. Tradycyjnie optymistyczne pomruki płyną z Ministerstwa Klimatu. Być może dlatego, że Michał Kurtyka poluje na lepiej płatne zajęcie i z tej perspektywy skutki FF55 niewiele go interesują. Tymczasem, poza radykalnym wzrostem kosztów energii, benzyny, a co za tym idzie właściwie wszystkich towarów, wciąż ujawniają się następne niespodzianki, zaszyte w ponad czterech tysiącach stron unijnego planu. O najnowszej wspomina były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który uważa, że skutkiem realizacji FF55 byłoby praktyczne zakończenie hodowli zwierząt w Europie.