Rzeczpospolita: Jaka atmosfera panuje w Doniecku po zabójstwie Aleksandra Zacharczenki? Czy już wiadomo, kto podłożył ładunek wybuchowy w restauracji, którą często odwiedzał?
Denis Puszylin: W tej sprawie trwa śledztwo, które wskazuje na to, że była to operacja ukraińskich służb. Ta sytuacja bardzo dobrze obrazuje atmosferę, jaka panuje w Mińsku (chodzi o spotkania grupy kontaktowej ds. uregulowania kryzysu w Donbasie – red.). Kijów na wszelkie sposoby sabotuje rozmowy pokojowe. Ukraińskie władze postanowiły grać na czas. W ciągu ponad trzech lat nie wykonano żadnego z postulatów, które zostały zawarte w „porozumieniach mińskich".
Czytaj także: "Syrena" z Doniecka zabita w Donbasie
W Kijowie mówią, że w Doniecku i Ługańsku siedzą marionetki Kremla, które nie podejmują żadnych decyzji bez zgody Rosji. Dzisiaj świat już chyba nie ma wątpliwości, że w Donbasie od kilku lat jest obecna rosyjska armia.
Niestety, na Ukrainie nie ma dzisiaj polityków, z którymi można byłoby rozmawiać o uregulowaniu tego konfliktu. Kijów trzyma się z daleka od miejsca, gdzie rzeczywiście jest rosyjska armia. Mam na myśli Krym. Gdyby w Donbasie była rosyjska armia, sytuacja potoczyłaby się zupełnie inaczej. Bardzo chcieliśmy, by do tego doszło w 2014 roku (w Donbasie trwały wtedy najcięższe walki, zginęło wtedy 6 tys. ludzi, ponad 15 tys. zostało rannych – red.). Niestety, broń musieli wziąć ludzie, którzy wcześniej w rękach trzymali młotki, pracowali w lokalnych fabrykach i kopalniach. Ukraina poniosła duże straty i postanowiła wytłumaczyć swoją porażkę obecnością batalionów rosyjskiej armii w Donbasie.