- Nigdy nie usłyszałem od prezydenta Lecha Kaczyńskiego żadnych informacji o faktach, które dyskredytowałyby Radosława Sikorskiego. Wszystko, co usłyszałem, dotyczy sfery opinii, nie faktów – stwierdził wczoraj premier Donald Tusk, odnosząc się do niedawnej wypowiedzi prezesa PiS. Jarosław Kaczyński zasugerował, że ma informacje dyskredytujące Sikorskiego, który może zostać kandydatem PO w wyborach prezydenckich.
Tusk w liście do prezydenta wezwał wczoraj do ujawnienia wszystkich faktów, które mogłyby rzucać cień na szefa MSZ, a prezesowi PiS zarzucił prowadzenie polityki opartej na tzw. hakach. Komentując list dla PAP, Paweł Wypych z Kancelarii Prezydenta stwierdził, że „wszystkie kwestie i wątpliwości” w sprawie Sikorskiego Lech Kaczyński przekazał Tuskowi, gdy ten powoływał rząd w 2007 r.
Tymczasem dziennik „Polska” ujawnił, że sprawa, o której mówił prezes PiS, dotyczy wydarzeń sprzed czterech lat. Wtedy, na wniosek polskich organów ścigania, na terenie Litwy został zatrzymany białoruski szpieg Siergiej M. Litwa zgodziła się na jego ekstradycję. M. miał zaproponować polskiemu konsulowi z Mińska, by ten przekazywał mu informacje za pieniądze. Konsul powiadomił polski wywiad i prawdopodobnie pomógł zwabić szpiega na Litwę. W 2007 r. Białorusin został skazany na pięć i pół roku więzienia przez sąd w Warszawie.
W MSZ nikt nie chciał komentować oficjalnie tej sprawy. Jeden ze współpracowników ministra ujawnił tylko, że podczas ówczesnej akcji polskiego wywiadu doszło do sporu – jak rozegrać sprawę białoruskiego szpiega. Sikorski, który był wtedy szefem MON i nadzorował wywiad wojskowy, chciał, by przewerbować Białorusina i wykorzystać go jako źródło informacji dla Polski. Sprzeciwiał się temu ówczesny szef wywiadu Zbigniew Nowek, którego poparł premier Jarosław Kaczyński.