13 kwietnia 1943 r. o odkryciu mogił w Lesie Katyńskim poinformowały hitlerowskie Niemcy, które w tym czasie okupowały te terytoria. To zbrodnia ZSRR twierdzono, opierając się na wynikach przeprowadzonej wówczas ekshumacji, a całą sprawę wykorzystano w propagandowej wojnie przeciwko Moskwie. Ta odbiła piłeczkę, twierdząc, iż była to zbrodnia niemiecka, dokonana po zajęciu w 1941 r. zachodnich terenów ZSRR.
W 1943 roku sowiecka komisja Nikołaja Burdenki przeprowadziła na miejscu zbrodni badania i wersję tę „udowodniła". ZSRR próbował wnieść sprawę katyńską do procesu norymberskiego z kwalifikacją „ludobójstwo", jednak w wyroku została ona pominięta ze względu na brak dowodów obciążających nazistów.
Aż do 1990 roku ZSRR trzymał się uparcie swojej wersji, a kłamstwo katyńskie, w ślad za Rosjanami, poparły polskie władze komunistyczne, które wkrótce oficjalnie wydały „szlaban na szerzenie jakiejkolwiek wersji przeczącej oficjalnej propagandzie. Prawda o Katyniu zeszła do podziemia i samizdatu. Taka sytuacja obowiązywała aż do końca pierestrojki w ZSRR.
[srodtytul]Gest Gorbaczowa i sprawa nr 159[/srodtytul]
W 1987 roku powstała polsko-sowiecka komisja ds. wyjaśniania białych plam w historii wzajemnych stosunków, na forum której Polska domagała się ujawnienia dokumentów w sprawie Katynia. Minęło jednak jeszcze kilka lat, zanim w 1990 roku Michaił Gorbaczow przekazał prezydentowi Polski Wojciechowi Jaruzelskiemu imienne listy jeńców oraz inne dokumenty, które świadczyły o odpowiedzialności NKWD.