– W przyszłym roku zadłużenie wyniesie 5 mln zł. Jak banki wycofają się z kredytowania, zakłady padną – przewiduje Jarosław Lazurko, były dyrektor PZL-WZM.
O Warszawskich Zakładach Mechanicznych PZL-WZM, produkujących aparaturę wtryskową do silników Diesla, głośno jest od pół roku. Przedsiębiorstwo stało się bowiem miejscem PiS-owskich desantów. W sierpniu wojewoda mazowiecki Jacek Sasin (PiS) usunął pracującego tam od 16 lat Jarosława Lazurkę. Na jego miejsce mianował komisarza Artura Marczewskiego, z ramienia PiS byłego burmistrza Pragi-Północ.
Marczewski, pracując jednocześnie w Dipservice, miał zrestrukturyzować PZL. Jego sztandarowym pomysłem było przeniesienie przedsiębiorstwa z Warszawy na prowincję. Z wyprowadzką nie zdążył. Po pięciu tygodniach pracy w PZL, Marczewski awansował do Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Jego miejsce zajął radny Warszawy Paweł Terlecki (PiS), specjalista od prawa kanonicznego.
Po zmianach na stanowisku szefa PZL, sytuacja firmy się pogorszyła. Jeszcze kilka miesięcy temu jej straty wynosiły 1 mln zł. Teraz dług urósł do 2,5 mln zł.
– Polityka i częste wymiany szefostwa nie służą naszemu przedsiębiorstwu – mówi Piotr Piotrowski, przewodniczący zakładowej „Solidarności”.– Nasłuchujemy, kiedy będzie nowy wojewoda i wymieni nam zarządcę. Ta kadrowa karuzela fatalnie wpływa na ciągłość zamówień i kontakty z kontrahentami – mówi Piotrowski. – A sytuacja w naszej branży wymaga szczególnie doświadczonego kierownictwa. Większość wyrobów eksportujemy do USA i z powodu słabnącego dolara nasza kondycja jest coraz gorsza – zauważa szef „Solidarności”. Zapowiada, że związek będzie walczył o PZL. – Przecież pracuje u nas 450 osób – dodaje Piotrowski.