Wpisywali do protokołów przesłuchań nazwiska funkcjonariuszy, którzy byli na urlopie. Przesłuchiwali cudzoziemców bez tłumaczy przysięgłych. Nie przyjmowali zgłoszeń o przestępstwach od podróżnych. Takie sygnały dotarły do komendanta warszawskiej policji, który polecił zbadać, co dzieje się na posterunku na Okęciu.
Inspektorzy sprawdzali też sprawę niepotrzebnie zlecanych ekspertyz.
– W bagażu mężczyzny, który przyleciał z USA, znaleziono lekarstwa. Policjanci niezależnie od siebie zamówili dwie ekspertyzy dotyczące dopuszczenia środka na nasz rynek. Na opinie wydano po kilka tysięcy złotych – opowiada funkcjonariusz Komendy Stołecznej znający kulisy kontroli.
Na dodatek już po wykonaniu badań okazało się, że podróżny miał przy sobie tak małą ilość leków, że ekspertyza była niepotrzebna.
Inny przykład. Na lotnisku zatrzymano obywatela Chin, który wwoził medykamenty niewiadomego pochodzenia. Policjanci przesłuchali go, a potem zwolnili. Po jakimś czasie funkcjonariusz zorientował się, że zapomniał wpisać do protokołu nazwę leku. Zamiast wezwać podejrzanego, przerysował chińskie znaki z opakowania do dokumentów.