Fani TSA w oczekiwaniu na nowy materiał muszą na razie zadowolić się koncertami. Choć może to właśnie występy na żywo są najmocniejszą stroną grupy?
Ich sztandarowe utwory – „Alien”, „Heavy metal świat”, „Trzy zapałki” czy słynne „51” – niesamowicie brzmią na żywo. Andrzej Nowak na scenie jakby dostawał skrzydeł i jego solówki są jeszcze bardziej soczyste, a głos Marka Piekarczyka sprawia, że po plecach przechodzą ciarki.
I pomyśleć, że muzycy TSA zaczynali w 1979 roku jako zespół instrumentalny i w dodatku szło im całkiem nieźle – wygrali jarociński festiwal w 1981 roku i koncertowali razem z ówczesną gwiazdą „socjalistycznego metalu” węgierską grupą Scorpio.
Ale prawdziwe szaleństwo fanów przyszło wtedy, gdy do zespołu dołączył śpiewający Marek Piekarczyk. Debiutancki koncertowy krążek „Live” TSA wydało w 1982 roku, dzięki niemu i kolejnym świetnym płytom przez następnych sześć lat formacja królowała na polskiej scenie metalowej.
Ale w 1988 roku TSA przestało istnieć. Muzycy próbowali wskrzesić grupę, był nawet moment, że działały dwa wcielenia zespołu. Na scenę tak naprawdę powrócili w 2001 roku. Ostatni album z premierowymi piosenkami „Proceder” ukazał się cztery lata temu. Od tego czasu nad swoimi solowymi materiałami pracowali basista Janusz Niekrasz i wokalista Marek Piekarczyk. Być może więc muzycy mają teraz więcej czasu na wspólne granie, czego efektem będzie także nowa płyta?