Jest wiele dróg do tego samego celu

Łukasz Kruczek, trener polskiej kadry skoczków, o trudnych chwilach, przestawianiu Adama Małysza na właściwe tory i o tym, dlaczego opuszczanie konkursów do niczego nie prowadzi

Aktualizacja: 03.01.2009 03:01 Publikacja: 02.01.2009 16:33

Łukasz Kruczek w Oberstdorfie.

Łukasz Kruczek w Oberstdorfie.

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]"Rz": Ile razy podczas Turnieju Czterech Skoczni pomyślał pan sobie: "Ale wdepnąłem..."? [/b]

[b]Łukasz Kruczek:[/b] Nie wdepnąłem. Wiedziałem, w co wchodzę. Skoki to w Polsce specyficznie traktowana dyscyplina, a praca z Adamem to splendor, ale i ryzyko.

[b]Jeszcze żaden trener Małysza nie odszedł dobrze. [/b]

Odchodzenie w nieciekawych okolicznościach jest regułą tego zawodu. Nie tylko w skokach. Ryzyko było, jest i będzie. Od Adama żąda się cały czas zwycięstw, sukcesów w nieskończoność. Podium to minimum.

[b]Kiedy padła propozycja przejęcia kadry, zgodził się pan od razu? [/b]

Nie. Spytałem o radę ludzi, do których mam zaufanie. Wszyscy mówili o ryzyku, ale też o tym, że skoro jest szansa, to trzeba ją wykorzystać.

[b]Prezes Apoloniusz Tajner zapytał, czy chce pan być trenerem, czy po prostu zarządził zmianę? [/b]

Powiedział mi: Jest pomysł, żebyś to ty zastąpił Hannu Lepistoe, ale rozmawiam też z innymi trenerami.

[b]Z którymi? [/b]

Przez chwilę z Tommi Nikunenem, korespondowali też ze Stefanem Horngacherem. Innych kandydatów nie było, rynek jest ograniczony. I szukano raczej młodych. Zresztą coraz mniej jest na wieży starszych trenerów. Janne Väätäinen z Finlandii to mój rówieśnik, a najmłodszy jest Szwajcar Martin Künzle.

[b]Najmłodszy jest trenerem najlepszego, lidera Pucharu Świata Simona Ammanna. Zazdrości pan Künzlemu takiego wejścia w samodzielną pracę? [/b]

Zazdrość to złe słowo. Sport raz daje, a raz zabiera. Teraz idzie Simiemu i cieszymy się z tego, to jest zawodnik, z którym się czujemy związani. Jego były trener Berni Schödler wciąż jest dla mnie najbliższą osobą w tym światku. Ale my dziś patrzymy, że inni mają tak fajnie, a dwa lata temu wszyscy kombinowali jak wygrać z Adamem i im się nie udawało.

[b]Wtedy trenerem był Hannu Lepistoe. Nie miał do pana żalu, gdy wiosną zajmował pan jego miejsce? [/b]

Gdy dostałem propozycję, Hannu pierwszego spytałem o radę. Jego odejście nas zaskoczyło, dla mnie było dziwne, bo obecny sezon miał być jego ostatnim w karierze, zapowiadał to. Może powinien mieć kontrakt jeszcze na jeden rok, ale to już decyzja prezesa. Fakt, że zeszłoroczny sezon nam nie wyszedł. Ale i tak było niezręcznie, gdy Hannu dowiedział się, że kontrakt nie zostanie przedłużony, nie chciał już jechać do Planicy. Namawialiśmy go do przyjazdu, mówiliśmy, że chcemy, by z nami był. Zdecydował inaczej. Widzieliśmy się potem w Lahti na pożegnaniu Ahonena, byliśmy na wspólnym obiedzie, ciągle jesteśmy w kontakcie.

[b]Z nim też konsultował pan w Nowy Rok decyzję o pozostawieniu Adama Małysza w Turnieju Czterech Skoczni mimo fatalnych wyników? [/b]

Nie, tylko z kolegami ze sztabu trenerskiego i telefonicznie z profesorem Jerzym Żołądziem. Ale Hannu mogę się poradzić w każdej chwili. Teraz zajmuje się w Finlandii swoimi końmi wyścigowymi, bawi wnuka, ale odchodząc z Polski zaznaczył: jak będziecie mieli jakieś pytania, dzwońcie. Chętnie pomogę. On ma w skokach taką pozycję, że inni często przychodzili się go radzić, również wtedy gdy pracował u nas. Pamiętam spotkania trenerów, podczas których to Hannu wskazywał, kto ma zabrać głos. Połowa środowiska trenerskiego to jego byli zawodnicy.

[b]I czuł pan, że jest już na tyle dobrym trenerem, by go zastąpić? Kibice pytają: czym Łukasz Kruczek może zaimponować Adamowi Małyszowi? [/b]

Nie zamierzałem być autorytetem dla Adama, to by było śmieszne. Starałem się stworzyć sztab, który będzie pracował również dla niego, stworzyć mu jak najlepsze warunki, by wrócił na właściwe tory. W sztabie jest fizjolog, psycholog, biomechanik, a ja staram się być najlepszym łącznikiem między nimi a skoczkami. Nie analizuję, czy jestem trenerem dobrym, złym, czy po prostu trenerem. Po to się uczyłem, żeby prowadzić skoczków, przynosi mi to satysfakcję, mimo że są dni łatwiejsze i trudniejsze. Gdyby przytrafiły nam się kolejne wpadki, to będę miał po powrocie do kraju ciężko. Ale przecież będę żył.

[b]A nie było takiej chwili, gdy pan rozważał rezygnację?[/b]

Do tej pory nie. Wierzę, że jeszcze będzie dobrze. Może gdybym był sam, nie miał się z kim podzielić emocjami, byłoby inaczej. Ale my mamy naprawdę dobrze poukładany sztab i kadrę. W tym sezonie było nawet tak, że po nieudanych zawodach podszedł jeden z zawodników, klepnął mnie w ramię, i powiedział: "Będzie dobrze". Tego się po nich nie spodziewałem.

Prezes Apoloniusz Tajner jest na urlopie w Azji, profesor Żołądź jest w sztabie, ale na konkursy nie jeździ. W chwili największego kryzysu w jakimś sensie został pan jednak sam.

Prezes i tak dzwoni tylko od czasu do czasu. Nie ingeruje w nasze plany, nawet czasami ich nie zna. A profesor Żołądź, gdyby był tutaj, pewnie zauważyłby więcej, ale taki system że dzwonimy do siebie i regularnie spotykamy się w Krakowie też dobrze działa.

[b]Co pan czuje, gdy Adam psuje skok? [/b]

Wolę mówić o tym, co czuję, gdy jego skok jest dobry. Wtedy wiem, że wróci do nas na górę uśmiechnięty, rozgadany. Inny człowiek.

[b]Takich chwil jest coraz mniej. Czyta pan fora internetowe? [/b]

[b]Nie. Strony o skokach? [/b]

Nie.

[b]Ale wie pan, co się dzieje? Ludzie chcą wiedzieć, kto zepsuł Małysza, i nawet mają już pewne przypuszczenia. [/b]

Wiem co się dzieje. Gdyby się nie działo, to dopiero byłbym zdziwiony.

[b]Żałuje pan którejś decyzji podczas przygotowań do sezonu? [/b]

Wiele rzeczy można było zrobić inaczej, bo wiele dróg prowadzi do tego samego celu. Najważniejsze, żeby trzymać się jednej, nie skakać między nimi. Z doświadczenia wiem, że gdy coś nie idzie i w połowie sezonu próbuje się przejść na inną ścieżkę, która wydaje się bardzo dobra, to tam też nie idzie. Przerabialiśmy to z Heinzem Kuttinem. Dopiero po sezonie będzie można powiedzieć, czy poszliśmy dobrą drogą.

[b]Co się takiego stało wieczorem w Nowy Rok, że Małysz, który po odpadnięciu w pierwszej rundzie konkursu w Ga-Pa wydawał się zdecydowany, by przerwać turniej, zmienił zdanie? [/b]

Na gorąco każdemu z nas nasuwało się: Najlepiej byłoby się stąd szybko zwinąć. Ale później wzięliśmy pod uwagę wszystko, co się stało w ostatnich dniach - słaby konkurs, ale też udane kwalifikacje w Sylwestra i treningi dzień po zawodach w Oberstdorfie - i zdecydowaliśmy, że zostajemy. Najpierw rozmawiałem z Adamem sam na sam.

Potem zebraliśmy się wszyscy. Dzwoniłem do profesora Żołądzia, analizowaliśmy wszystkie za i przeciw. Przeważyło to, co się stało w Sylwestra. Gdyby kwalifikacje też były fatalne, pewnie powiedzielibyśmy sobie: Stop. Jedziemy trenować. Ale te dwa dni przed konkursem poprawiły nam humory, liczyliśmy że konkurs w Ga-Pa będzie przełomowy, wreszcie normalny. I dostaliśmy taki cios, że w pierwszej chwili trudno mi się było po nim pozbierać. Ale teraz wierzę, że w Innsbrucku będzie miło. Dwa razy. W kwalifikacjach i w konkursie.

[b]Sam był pan skoczkiem. Na miejscu Adama wolałby się pan teraz wycofać z turnieju, czy zostać? [/b]

Nigdy nie byłem na miejscu Adama. Myślę, że postawiłbym na dalsze skakanie. Ze względu na te udane dwa dni.

[b]Małysz mówi, że potrzeba mu kilku spokojnych treningów. Pozostanie w turnieju oznacza, że nie będzie takiej możliwości. [/b]

Zgadzam się, że kilka dni treningów dobrze by mu zrobiło. Dlatego potraktujemy pozostałe starty w turnieju treningowo. Wiadomo, że szans na sukces już nie ma.

[b]A jeśli również w Innsbrucku będzie bardzo źle? [/b]

Wtedy jest możliwość, że się wycofamy. Ale nie deklaruję, że jak będzie źle, to wracamy. Po prostu zrobimy jeszcze jedną naradę. Przyjechaliśmy tu rozegrać Turniej Czterech Skoczni, a nie dwóch czy trzech. Opuszczanie konkursów do niczego nie prowadzi. Nie po to zawodnicy przygotowywali się tak długo, żeby ich poddawać bez walki. Możemy natomiast w przypadku niepowodzenia zrezygnować z następnych konkursów, w Kulm, i trenować do zawodów PŚ w Zakopanem. Już dziś mogę powiedzieć, że Adam najprawdopodobniej nie pojedzie do Kulm.

[b]A nie dręczy pana czasami myśl, że to może być koniec sukcesów Adama, i pan to będzie firmował? [/b]

To nie jest koniec. Adam ma cel związany z przyszłym sezonem: igrzyska w Vancouver. Będzie do niego dążył za wszelką cenę. Jest zdeterminowany. Olimpijskie złoto to jedyne, czego mu brakuje.

[b]Cel jest tak wielki, że szefowie związku przymkną oko i pozostanie pan na stanowisku nawet, jeśli ten sezon będzie nieudany? [/b]

Tego nie wiem. Prezes nie powiedział mi ani razu: Łukasz, nie przejmuj się, w tym sezonie może nie wyjść. Próbujemy wszystkiego, by skoczkowie poszli w górę. Nasz cel na mistrzostwa świata w Libercu się nie zmienia: walka o medal indywidualnie, drużyna w szóstce, trzech zawodników w trzydziestce.

[b]Małysz wymienia kilka przyczyn niepowodzeń: kłopoty z techniką, brak swobody, gdy skacze o punkty. Tylko moc podobno ciągle jest, ale co po niej, gdy jej nie widać na skoczni? [/b]

Moc widać tylko wtedy, gdy odbicie jest prawidłowe. Błąd plus duża moc to niestety jeszcze większe problemy. Gdy skoczek próbuje coś zrobić na siłę, to najczęściej wszystko się sypie. Skoki to finezyjna dyscyplina. U każdego zawodnika który skacze daleko, widać lekkość. On nie musi się spinać, nie widać, że walczy o odległość. Skacze od niechcenia. Staramy się przypomnieć to uczucie Adamowi. Może nawet w Ga-Pa skoczył zbyt luźno, zabrakło pokazania pazura na progu. Przejechał próg, nie było odbicia. W Innsbrucku zrobimy wszystko, by do tego nie dopuścić.

[b]To rywalizacja tak go paraliżuje? [/b]

Przede wszystkim myśl: jak to wykonam? Chce kontrolować wszystkie elementy skoku, a tak się nie da.

[b]Mówi, że chciałby, by jego skoki wychodziły z pamięci.[/b]

Każdy by chciał. To się nazywa forma. Dobra technika skoku jest zapisana nie tylko w głowie, ale w całym ciele. Gdy już przyjdzie dobry impuls, to najczęściej zawodnik w formie nie kończy na jednym zwycięstwie.

[b]Powtórzy się jeszcze taka wiosna jak dwa lata temu, gdy Małysz stał w Planicy z Kryształową Kulą? [/b]

Jesteśmy przygotowani na myśl, że o seryjne zwycięstwa będzie trudno. Adam ma inny plan startów niż młodsi koledzy z kadry, będzie bardziej oszczędzany. Poza tym konkurencja jest dziś bardzo duża. To nie rok 2006 czy 2007, gdy o zwycięstwa zwykle walczyło dwóch zawodników. Nawet Simon Ammann ciągle jest do pokonania. Skoki są ciekawsze i coraz bardziej wymagające. Ale jak powtarza Adam: im bardziej się zmęczysz w drodze po zwycięstwo, tym lepiej smakuje.

[i]Rozmawiał w Garmisch-Partenkirchen Paweł Wilkowicz[/i]

[b]"Rz": Ile razy podczas Turnieju Czterech Skoczni pomyślał pan sobie: "Ale wdepnąłem..."? [/b]

[b]Łukasz Kruczek:[/b] Nie wdepnąłem. Wiedziałem, w co wchodzę. Skoki to w Polsce specyficznie traktowana dyscyplina, a praca z Adamem to splendor, ale i ryzyko.

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!