Aby Europa była wolna

Trzeba rozmawiać ze wszystkimi państwami, nawet jeżeli rządzą nimi ludzie, których nie lubimy. Ale nie z organizacjami typu Hamas, które są w wielu krajach na liście organizacji terrorystycznych – mówi była sekretarz stanu USA Madeleine Albright w rozmowie z Wojciechem Lorenzem

Publikacja: 11.03.2009 19:41

Madeleine Albright

Madeleine Albright

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b]Mija dziesiąta rocznica rozszerzenia NATO. Jak pani ocenia sojusz po tym czasie? Jest silniejszy, bardziej zwarty, lepiej przygotowany na różne wyzwania czy wręcz przeciwnie? [/b]

Kiedy myślę o różnych osiągnięciach, z których jestem bardzo dumna, to rozszerzenie NATO pierwsze przychodzi mi na myśl. NATO jest inną organizacją od tej, którą było zaraz po utworzeniu. Powstawało przecież jako sojusz wymierzony w Rosję. Koncentrowaliśmy się na tym, aby utrzymał pozycję najważniejszego sojuszu wojskowego świata, sojuszu krajów demokratycznych. I myślę, że robiliśmy to skuteczne. Teraz NATO jest innym, skomplikowanym, ale wciąż bardzo ważnym sojuszem. Próbuje się odnaleźć w XXI wieku i prowadzi niezwykle ważną misję w Afganistanie. Choć przypomnę, że po raz pierwszy wysłaliśmy NATO na wojnę w czasie rządów administracji Clintona. I dziś nie żałuję tamtej decyzji.

[b]Czy Rosji udało się ostatnio podzielić NATO, Europę i Stany Zjednoczone?[/b]

Wygłosiłam na ten temat całą masę wykładów i zawsze podkreślam, że na coś takiego nie można pozwolić. Europa była sztucznie podzielona po II wojnie światowej. Kiedy rozszerzaliśmy NATO i popieraliśmy rozszerzenie Unii Europejskiej, naszym celem było usunięcie tamtych sztucznie wyznaczonych linii. Nie możemy teraz pozwolić Rosji na stworzenie po raz kolejny takich podziałów. Stanom Zjednoczonym, prezydentowi Bushowi, a potem Clintonowi zależało na tym, aby Europa była wolna. I dalej nam na tym zależy.

[b]Czy możliwe jest więc dalsze rozszerzenie NATO o Gruzję i Ukrainę?[/b]

Często powtarzam, że członkostwo w NATO nie jest prezentem, tylko odpowiedzialnością. Niedawno padła deklaracja sojuszu, że przyszłość obu krajów leży w NATO. Kandydaci muszą sami chcieć zostać członkami i być gotowi do wypełniania swoich obowiązków. Dlatego sojusz jest silny. W tej chwili odbywa się dyskusja nad dalszym rozszerzeniem.

[b]Barack Obama chce zacząć od nowa stosunki z Rosją. Symbolem ma być przycisk z napisem „reset”. Jak mamy interpretować tę koncepcję?[/b]

Chcemy odejść od zimnowojennej, konfrontacyjnej polityki. Pytanie brzmi, jak Stany Zjednoczone mają traktować główne mocarstwo, jakim jest Rosja, w czasie gdy mamy wiele globalnych problemów do rozwiązania. Wiceprezydent Joseph Biden, który pierwszy użył słowa „reset”, powiedział też coś, na co mało kto zwrócił uwagę. Mówił o powrocie do rozmów z Rosją, o kontroli zbrojeń, Iranie czy wspólnej walce z terroryzmem, ale skierował też ostrzeżenie pod adresem Rosji, aby nie uznawała Osetii Południowej i Abchazji i wycofała się z działań zmierzających do umacniania jej wpływów. To bardzo pragmatyczne, praktyczne podejście. Szukamy obszarów, w których możemy współpracować, i obszarów, w których musimy dać Rosji odpór. Przez słowo „reset” rozumiem wycofanie się z polityki konfrontacji.

[b]Prezydent USA wysłał też sygnał, że w ramach nowego otwarcia z Rosją może zrezygnować z tarczy antyrakietowej. Niektórzy mówią, że to sprzedanie sojuszników. Czy doradzałaby pani prezydentowi, aby nie wycofywał się z tarczy, próbując przypodobać się Rosji? [/b]

Tarcza antyrakietowa jest w kręgu zainteresowania USA już od dłuższego czasu. Głównym problemem jest ustalenie, jak rozwijać obronę przeciwrakietową po zakończeniu zimnej wojny. Administracja Baracka Obamy dokonuje przeglądu projektu tarczy. Ponieważ tarcza ma chronić przed zagrożeniem z Iranu, chce się upewnić, czy nie ma możliwości na usunięcie tego zagrożenia. Ponawiają się też pytania o skuteczność i koszty tego projektu. Jako osoba, która urodziła się w Czechach, doskonale rozumiem, że żadne porozumienia nie mogą być zawierane ponad głowami sojuszników. Ale prezydent Obama zapowiada bliskie konsultacje z wszystkimi zainteresowanymi stronami, także z Polską i Czechami. Nie sądzę, aby to była próba udobruchania Rosji. Chcemy stworzyć podstawy do współpracy z Moskwą, rozwiązując problemy, które będą wymagały zaangażowania większej liczby krajów. Prezydent USA stawia na dyplomację, multilateralizm i konsultacje. Zamierza uważnie słuchać partnerów. To jest jego modus operandi.

[b]W jednej ze swoich książek napisała pani, że aby skutecznie prowadzić politykę zagraniczną, trzeba sobie zdawać sprawę ze znaczenia religii. Czy nowa administracja USA będzie bardziej wyczulona na sprawy religijne, lepiej będzie rozumieć islam? [/b]

Nie jestem teologiem, a tym bardziej mistykiem. Ja po prostu rozwiązuję problemy. Dlatego zdecydowałam się przyjrzeć roli religii w polityce zagranicznej USA. Pod koniec zeszłego wieku mieliśmy do czynienia z wojną między katolikami a protestantami w Irlandii Północnej. Religia odgrywała w nim kluczową rolę. Nie uda nam się rozwiązać konfliktu na Bliskim Wschodzie, jeśli nie zrozumiemy, że obie strony uważają, iż dostały tę ziemię od Boga. Jako Amerykanka wierzę w rozdział Kościoła od państwa, ale uznałam, że należy się przyjrzeć religii jako ważnemu narzędziu dyplomacji i polityki zagranicznej. Dlatego podałam w książce przykład Polski i roli, jaką odegrał papież Jan Paweł II, który oprócz tego, że był przywódcą duchowym, odegrał rolę polityczną.

Amerykanie słabo rozumieją islam. Dlatego kiedy byłam sekretarzem stanu, uwzględniałam w naszym kalendarzu święta muzułmańskie, organizowaliśmy spotkania z przedstawicielami organizacji muzułmańskich, opublikowaliśmy też broszurę o islamie, a więc zaczęliśmy proces uczenia się. Prezydent Obama jasno zasygnalizował, że nie ma wojny między islamem a Zachodem. Jest pierwszym prezydentem USA, który użył słowa „muzułmanin” w przemówieniu inauguracyjnym. Pierwszym, który udzielił wywiadu telewizji al Arabija. Jeśli w jego mocy będzie poprawa relacji, zrobi to. Ale byłam ostatnio na konferencji w Doha, gdzie spotkałam byłego wicepremiera Malezji Anwara Ibrahima. I on sam powiedział, że to nie tylko Zachód ma wyciągać rękę do islamu. Muszą być jeszcze przywódcy muzułmańscy, którzy chcą z nami rozmawiać i wspólnie rozwiązywać problemy.

[wyimek]Kiedy rozszerzaliśmy NATO, naszym celem było usunięcie sztucznie wyznaczonych linii na świecie. Nie możemy więc pozwolić Rosji na stworzenie po raz kolejny takich podziałów [/wyimek]

[b]Przypomniała pani, że w czasie rządów administracji Clintona NATO zaangażowało się w wojnę na Bałkanach. Czy teraz ma szansę powtórzyć sukces w Afganistanie? [/b]

NATO musi odnieść sukces. Problemem jest jednak to, że różne kraje mają różne zasady dotyczące działania swoich wojsk. Mandat sił międzynarodowych powinien być wspólny i na ten temat trwają dyskusje. Afganistan jest wielkim testem dla sojuszu, czy potrafi działać poza swoim terytorium. Aby zakończył się sukcesem, trzeba będzie wielkiego wysiłku. Ale NATO jest narzędziem, dzięki któremu można to osiągnąć. [b]Czy aby wygrywać w Afganistanie i rozwiązać inne konflikty, USA będą gotowe rozmawiać z talibami, Hamasem, Hezbollahem, Iranem i Koreą Północną? [/b]

Pamiętajmy, że są to odrębne sprawy. Bez wątpienia trzeba rozmawiać z państwami, nawet jeżeli rządzą nimi ludzie, których nie lubimy. Wielu demokratów przekonywało, że trzeba prowadzić negocjacje z Iranem. Nie można się niczego nauczyć ani osiągnąć sukcesu, jeśli się nie rozmawia z przeciwnikiem. Inną sprawą jest, gdy mamy do czynienia z organizacjami typu Hamas, który jest w wielu krajach na liście organizacji terrorystycznych. Z nimi nie rozmawiamy.

[b]Ale przecież wygrali wybory... [/b]

Wygrali i nie wygrali. Jeśli jakaś grupa chce uczestniczyć w demokratycznych wyborach, musi uiścić opłatę wstępną – w tym przypadku jest to wyrzeczenie się przemocy – a tego Hamas nigdy nie zrobił. Nie pokazał więc, że jest w stanie stworzyć rząd, z którym można rozmawiać, choć faktycznie wygrał wybory. Jeśli chodzi o talibów, to trwa przegląd polityki USA wobec Afganistanu. Zastanawiamy się, czy są grupy wśród talibów, które mogłyby współpracować w rozwiązywaniu problemów Afganistanu. Ale wszystkie przypadki trzeba rozważać osobno. Wciąż jestem najwyższej rangi przedstawicielem administracji USA, który rozmawiał z Kim Dzong Ilem. Korea Północna, która teraz została zdjęta z listy krajów wspierających terroryzm, wtedy się na niej znajdowała. [b]Wracając do NATO. Rozszerzenie nastąpiło już dziesięć lat temu...[/b] Przypomnę, że urodziłam się w Czechach, a mój ojciec był czeskim dyplomatą. Wyjechaliśmy z kraju w 1948 r., kiedy komuniści dokonali puczu. Ameryce zajęło dość dużo czasu, aby zrozumieć, że Rosja plasterek po plasterku przejmuje kolejne kraje. Właśnie w 1948 roku uznali, że jest to poważne zagrożenie, i wtedy w odpowiedzi na nie utworzono NATO. Potem byłam osobą, która na stanowisku sekretarza stanu pomagała wprowadzić Czechy, Polskę i Węgry do sojuszu. Było to więc jak zatoczenie kręgu.

To było wielkie wydarzenie. Uznaliśmy, że trzeba je odpowiednio uczcić, i postanowiliśmy podpisać protokoły akcesyjne w domu prezydenta Harry’ego Trumana, bo to on założył sojusz. Podpisaliśmy je na jego biurku. Byłam tak podekscytowana, ze trzymałam te dokumenty, jakby to było jakieś trofeum. Potem była wizyta prezydenta Billa Clintona w Warszawie, święto, flagi i poczucie sukcesu, ze mój kraj, Węgry i Polska, która była zawsze bliskim przyjacielem, są wreszcie tam, gdzie powinny być – w sercu niepodzielonej Europy, w największym sojuszu świata. Świętowaliśmy sukces razem z Bronisławem Geremkiem, którego znałam z czasów „Solidarności” i który był dla mnie bliskim kolegą. To był wspaniały moment. Decyzja okazała się jak najbardziej słuszna, nowi członkowie NATO, zwłaszcza ci trzej przyjęci wtedy, pokazali, że są wielkimi sojusznikami.

[i]Madeleine Albright jest politologiem i dyplomatą. Była m.in. ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy ONZ oraz sekretarzem stanu USA w administracji Billa Clintona

Wywiad Wojciech Lorenz przeprowadził wraz z grupą innych dziennikarzy[/i]

[b]Mija dziesiąta rocznica rozszerzenia NATO. Jak pani ocenia sojusz po tym czasie? Jest silniejszy, bardziej zwarty, lepiej przygotowany na różne wyzwania czy wręcz przeciwnie? [/b]

Kiedy myślę o różnych osiągnięciach, z których jestem bardzo dumna, to rozszerzenie NATO pierwsze przychodzi mi na myśl. NATO jest inną organizacją od tej, którą było zaraz po utworzeniu. Powstawało przecież jako sojusz wymierzony w Rosję. Koncentrowaliśmy się na tym, aby utrzymał pozycję najważniejszego sojuszu wojskowego świata, sojuszu krajów demokratycznych. I myślę, że robiliśmy to skuteczne. Teraz NATO jest innym, skomplikowanym, ale wciąż bardzo ważnym sojuszem. Próbuje się odnaleźć w XXI wieku i prowadzi niezwykle ważną misję w Afganistanie. Choć przypomnę, że po raz pierwszy wysłaliśmy NATO na wojnę w czasie rządów administracji Clintona. I dziś nie żałuję tamtej decyzji.

Pozostało 91% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!