W stepie szerokim...

Kazachstan to miejsce niezwykłe, z którejkolwiek strony by nie patrzeć. Źródłem tej niezwykłości jest z pewnością ów step szeroki, na którym wiele lat temu, najczęściej wbrew swym życiowym oczekiwaniom, znalazły dla siebie nową oazę tysiące ludzi, jak ptaki wypędzone ze swych ojczystych gniazd.

Aktualizacja: 01.07.2009 12:16 Publikacja: 30.06.2009 17:57

Uczniowski występ na spotkaniu biznesmenów Polski i Kazachstanu w Ambasadzie RP

Uczniowski występ na spotkaniu biznesmenów Polski i Kazachstanu w Ambasadzie RP

Foto: Rzeczpospolita

Red

Kilkadziesiąt narodowości, kilkadziesiąt języków, tyleż samo kultur, kilkanaście religii – oto specyfika Kazachstanu. To tutaj widać, jak być może nigdzie na świecie, na ile historia determinuje życie człowieka. Dziś na tym niemal dziewięć razy większym od Polski terytorium wciąż – mimo iż od 1936 czy 1939 roku, kiedy to miały miejsce największe masowe zesłania, minęło tyle lat – na ulicy spotkać można przedstawicieli tych kilkudziesięciu narodowości, tyle że już ich potomków, którzy tak naprawdę nawet z historii uczonej w szkole nie znają prawdy tamtych czasów.

Dlaczego coraz mniej ich wyjeżdża w swe rodzinne strony? Dlaczego nie szukają swych korzeni? Nie próbują desperacko korzystać z możliwości, jakie dają im ojczyzny ich dziadów? Mamy wszak ustawę o repatriacji, która pozwala im wyjechać, na nowo budować swoje życie. No właśnie, diabeł tkwi w szczególe, a ów szczegół to niemożliwy do ominięcia, podkreślony w ustawach o repatriacji czy Karcie Polaka, obowiązek znajomości języka polskiego.

Jakże często i z jakże głębokim wyrzutem pytają miejscowi Polacy – po co? Dlaczego ojczyzna nie wychodzi im naprzeciw, wszak, kiedy pojadą do Polski, języka nauczyć będą się musieli. Odpowiadam im wówczas, że to jest minimum, którego się od nich wymaga, że zainteresowanie polską kulturą, historią, polityką winno być ich naturalną potrzebą, skoro czują się Polakami.

Podobne rozmowy kończą się w różny sposób. Część z tych ludzi spotkam potem w gabinecie języka polskiego, pochylonych nad podręcznikiem, czytających po polsku, podrygujących w rytm pieśni „Hej, sokoły” czy łamiących się ze mną opłatkiem na bożonarodzeniowym spotkaniu. Ale być może nie zobaczę ich więcej, ponieważ pełni rozżalenia wobec mnie, naszych władz, historii, zrezygnują w poczuciu, że zupełnie im to niepotrzebne.

No właśnie… owa różnorodność ludzkich postaw, jak step długi i szeroki, przekłada się na pracę nauczycieli przyjeżdżających tu z Polski. Inaczej pracuje się na południu kraju, inaczej na północy, gdzie jest dużo większe skupisko Polaków, gdzie same nazwy miejscowości, np. Zielony Gaj czy Jasna Polana, pozwalają człowiekowi wierzyć, że tu właśnie polskość święci swe tryumfy. Inaczej uczy się na wsi, gdzie zajęcia odbywają się fakultatywnie, a rytm pracy, niemal jak w Reymontowskich „Chłopach”, dyktuje przyroda. Jesienią, kiedy wykopki, nie ma czasu uczęszczać na zajęcia; zimą często bywa zasypana droga, ale jeśli jest przejezdna, to i frekwencja na zajęciach zadowala. Nie sprzyja też wiosna, ponieważ na działkach tyle jest pracy. Inaczej jest w mieście, szczególnie w Ałma Acie i Astanie (stolica dawna i obecna). Tutaj bowiem funkcjonują polskie klasy, w których lekcje wpisane są w plan zajęć, a uczniów obowiązują egzaminy i sesje, zaś nauczyciela posiedzenia rady pedagogicznej, wypełnianie po rosyjsku i kazachsku dziennika lekcji oraz aktywne uczestnictwo w życiu szkoły.

Wśród swych kazachskich doświadczeń mam i te związane z pracą na wsi, i bieżące – związane z pracą w mieście. Jakże różne są owe doświadczenia. Na wsi dyrektorem szkoły jest Kazach, w mieście Kazaszka i wydawać by się mogło, że i tu, i tu spotkam się z jednakową postawą – albo ze skrajnym antagonizmem, bo po cóż język polski, po cóż polską kulturą mieszać w głowach uczniom, skoro Kazachstan od niedawna niepodległy potrzebuje dziś prawdziwych, najlepiej fanatycznych, patriotów, którzy przede wszystkim mówią biegle po kazachsku. Mogłam jednak i tu, i tu spotkać się z sympatią i otwartością, wszak przywiozłam ze sobą coś nowego, wiedzę, kulturę, która wzbogaci uczniów, a fakt, iż w zasięgu kilkudziesięciu, może i kilkuset kilometrów nie wykłada się języka polskiego, może być dla szkoły nobilitacją. I właśnie kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu o specyfice tego miejsca, ponieważ spotkałam się z obiema tymi postawami.

Z sympatią przyjęli mnie w mieście. Trudno nawet ocenić postawę dyrektora wiejskiej szkoły, często się zastanawiałam, czy mam prawo do owej oceny, bo właśnie… oto rodzi się w tym kraju tożsamość narodowa, jest ogromny napływ ludności wiejskiej do miast, miasta rozwijają się w zawrotnym tempie, rosną drapacze chmur, markety. Ów wielki boom zarówno w sferze przemysłowej, jak i mentalnej wynika z najprostszej potrzeby człowieka, z potrzeby poczucia tożsamości, stąd – choć nauczycielom języka polskiego i pewnie innych języków, z pominięciem angielskiego, rzuca się kłody pod nogi, utrudniając wszelkie czynności administracyjne związane z wizą, pozwoleniem na pracę czy zameldowaniem – staram się zrozumieć takie postawy. Dziś, gdy tworzy się język narodowy, a proces ten budzi zainteresowanie jedynie wśród ludności kazachskiej, władze czynią wszystko, by jego znajomość rozpowszechnić.

Potrzebne są sale do nauki języka, etaty dla nauczycieli, a to uderza w nas – tych, którzy przyjechali też budzić tożsamość, tyle że inną. Stąd, niestety, coraz mniej nauczycieli języka polskiego przyjeżdża do pracy na wieś. Nasza obecność tutaj wynika z umowy podpisanej niegdyś między ministerstwami edukacji Polski i Kazachstanu. U progu jej funkcjonowania Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Warszawie kierował w te strony 21 nauczycieli, dziś prognozy na nadchodzący rok szkolny mówią o ośmiu osobach. To smutne, ale wynika z kilku powodów, dlatego trudno obciążać odpowiedzialnością za ów fakt jedynie coraz wyraźniej budzący się nacjonalizm Kazachów. Prowadzę zajęcia języka polskiego dla młodzieży, kilka razy w tygodniu wpisane w plan lekcji, widzę w ich oczach entuzjazm, ogromne zainteresowanie. Wspólnie śpiewamy, modlimy się, gotujemy barszcz z uszkami, tańczymy poloneza i recytujemy wiersze z okazji Dnia Niepodległości. Wkładam w swą pracę całą duszę ze świadomością, że bez mojego zaangażowania, moich emocji przy okazji wspólnego przeżywania świąt religijnych czy narodowych nie mam co liczyć na ich entuzjazm, a tym samym szczerość i głębię poczucia polskości.

Jednak ta młodzież wraca do domu i przekraczając jego próg, kończy swe spotkanie z językiem polskim. Dopóki żyła babcia, dziadek, ktokolwiek, kogo bezpośrednio dotknęły represje, zesłanie – można było usłyszeć jeszcze w domu słowa modlitwy po polsku, polską piosenkę czy popróbować babcinego polskiego bigosu. Dziś niestety moja młodzież ze mną idzie ze święconką do kościoła katolickiego, ze mną dzieli się jajkiem i próbuje żurku, a za tydzień z mamą biegnie do cerkwi i tam święci wielkanocne Paschy – z taką samą radością, z takim samym entuzjazmem.

No właśnie owo rozdarcie i brak tożsamości narodowej i religijnej czyni ten kraj ciekawym, ale jego mieszkańców zawieszonymi w przestrzeni, bo ani do końca Polacy, ani przecież Kazachowie, ani do końca katolicy, ani muzułmanie czy prawosławni. Ci, którzy mieli wyjechać z tęsknoty za Polską, którą jeszcze pamiętali, już wyjechali. Ci, którzy pozostali, chcą wyjechać z ciekawości, z nadziei na inne życie dla swych dzieci. A może i licząc na profity wynikające z ustawy o repatriacji, tyle że do tego potrzebna im znajomość języka polskiego. Prowadzimy więc również zajęcia dla dorosłych i regułą potwierdzaną przez wszystkich nauczycieli z Polski jest ogromne zainteresowanie zawsze na początku roku szkolnego i mniejszy entuzjazm, a co za tym idzie frekwencja, na jego zakończenie.

Często jest tak, że chodzi jedynie o egzamin w ambasadzie, bowiem stwierdzenie wystarczającej znajomości języka polskiego i potwierdzenie polskiego pochodzenia dają szansę otrzymania przyrzeczenia o wydaniu wizy repatriacyjnej. Czyli opanować podstawy, następnie rozmowa z konsulem, a potem bierne oczekiwanie na zaproszenie gminy czy urzędu miasta – i nagle nie trzeba już się interesować kulturą i tym, co się dzieje w Polsce. To smutne, ale są i tacy, których postawa nadaje sens naszym potwornie mroźnym wieczorom w czasie kazachskiej zimy, pokonywaniu kilometrów przez step, by dotrzeć na zajęcia do sąsiedniej wsi, naszej tęsknocie za bliskimi w Polsce, naszym czysto ludzkim problemom związanym z przebywaniem w obcym kraju. Są bowiem i tacy dorośli uczniowie, często emeryci czy samotne matki, którym najzwyczajniej mogłoby już się nie chcieć, a tymczasem, czy zima, czy wiosna ruszają wieczorem i zapełniają salę języka polskiego, nie mając pewności, czy kiedyś będzie im dane do Polski wyjechać. Tymczasem przychodzą, czytają, oglądają filmy, uczą się ze mną robić pączki na tłusty czwartek, z zapałem śpiewają kolędy, bo chodzi im o polskość. Może nie czują jej w sercu tak, jak czuły ich babcie, ale z szacunku dla nich właśnie tę polskość pragną w sobie poruszyć. Owa ich determinacja, choć coraz rzadsza, daje nam, nauczycielom z Polski, ogromną motywację do pracy.

Niestety, druga strona medalu to fakt, iż umowa między naszymi ministerstwami wygasła już w 2003 roku. Trwają rozmowy, bo my, Polacy, widzimy sens naszej tu obecności, ale czy widzą go w podobny sposób władze Kazachstanu? Fakt, iż nie ma umowy, powoduje, że szkoły coraz rzadziej oficjalnie zapraszają nauczycieli. Kwestie zaproszeń biorą więc w swoje ręce prezesi stowarzyszeń, ale nie mają takiej siły przebicia, tym bardziej że chętnych do nauki już nie takie tłumy. I oto odpowiedź na pytanie, dlaczego przyjeżdża nas tutaj coraz mniej.

Żeby zakończyć optymistycznie, należy sięgnąć do meritum – wszak choć jest ich mniej, to wciąż są chętni do nauki. W tej specyfice Kazachstanu, różnorodności kultur, religii, obyczajów, języków i wynikającego z niej braku poczucia tożsamości, przynależności, nauczyciel ma nie lada zadanie – poruszyć serce, uderzyć w struny tych zagubionych, nieokreślonych dusz na tyle silnie, by na dźwięk Mazurka Dąbrowskiego zaszkliło się oko. Wówczas nie ma większej satysfakcji, bo, jak niegdyś powiedział nasz przyjaciel, komendant ZHP, kiedy przywieźliśmy na obóz do Polski harcerzy ze stworzonej tu przez nas wraz z mężem drużyny harcerskiej: „w tej młodzieży, w tych ludziach jest po stokroć głębsze poczucie patriotyzmu aniżeli w sercach naszej, mającej Polskę na co dzień młodzieży”. Dlatego uważam, że wszelkie rzucane nam pod nogi kłody są do pokonania, ponieważ nie wynikają z niechęci, ale z czysto ludzkich potrzeb. Zaś jeśli nasza determinacja w szerzeniu Polskości idzie w parze z wyrażanym szacunkiem dla miejscowej specyfiki i kultury, to jest szansa, że przez najbliższe lata nauczyciele przyjeżdżać tu będą z poczuciem sensu swej misji, tym bardziej że wśród moich uczniów przybywa czystych Kazachów, którzy tak po prostu, z czystej ciekawości otwierają polski elementarz.

[i]Autroka jest nauczycielką języka polskiego w Gimnazjum nr 23 w Ałma Acie[/i]

Kilkadziesiąt narodowości, kilkadziesiąt języków, tyleż samo kultur, kilkanaście religii – oto specyfika Kazachstanu. To tutaj widać, jak być może nigdzie na świecie, na ile historia determinuje życie człowieka. Dziś na tym niemal dziewięć razy większym od Polski terytorium wciąż – mimo iż od 1936 czy 1939 roku, kiedy to miały miejsce największe masowe zesłania, minęło tyle lat – na ulicy spotkać można przedstawicieli tych kilkudziesięciu narodowości, tyle że już ich potomków, którzy tak naprawdę nawet z historii uczonej w szkole nie znają prawdy tamtych czasów.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!