[b]Nasi żołnierze i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski będą 9 maja na placu Czerwonym w Moskwie. Jak pana zdaniem ich obecność odbiorą Rosjanie? Czy nas tam dostrzegą?[/b]
[b]Andrzej de Lazari:[/b] Rosjanie, z małymi wyjątkami, zawsze nas dostrzegali – niekiedy pozytywnie, niekiedy negatywnie. W czasach carskich byliśmy najbardziej niesfornymi poddanymi, ale wielu Rosjan sprzyjało nam w imię walki „Za wolność waszą i naszą”. Najbardziej imponowaliśmy im niepokornością w czasach komunistycznych. Byliśmy przecież „najweselszym barakiem w obozie”. Cenzurę mieliśmy zdecydowanie łagodniejszą i w latach 60. XX wieku Rosjanie masowo uczyli się języka polskiego, by czytać literaturę zachodnią, którą przekładaliśmy na polski. Po „Przekrój”, „Szpilki”, „Politykę” ustawiały się kolejki w Moskwie. Potem imponowaliśmy im „Solidarnością”, a popsuliśmy wszystko naszym postkomunistycznym zadęciem, pychą, muchami w nosie i niezrozumieniem rosyjskiej rzeczywistości społecznej i politycznej. Ostatnie lata były szczególnie niesympatyczne w tym względzie. Niestety, dopiero smoleńska katastrofa przywróciła nam sympatię Rosjan i bez wątpienia zauważą oni obecność naszych wojsk na placu Czerwonym i nagrodzą je gromkimi brawami.
[b]Było sporo dyskusji na temat kolejności przemarszu żołnierzy. Czy z tego, co już wiemy, powinniśmy być zadowoleni? Czy kolejność w ogóle jest ważna?[/b]
To jest właśnie to nasze polskie zadęcie – zawsze nam mało. Przecież my jesteśmy najważniejsi...
[b]9 maja dla Rosjan ma wielkie znaczenie. Dlaczego Rosja wciąż buduje swój fundament na zwycięstwie w II wojnie światowej?[/b]