Żył pełną gębą

Pamięć miał niesamowitą, mógł bez kłopotu cytować filozofów, ekonomistów, wojaka Szwejka i swojego ukochanego Słonimskiego – dziennikarka i publicystka Krystyna Grzybowska opowiada Robertowi Mazurkowi o swoim mężu Macieju Rybińskim

Aktualizacja: 13.06.2010 23:04 Publikacja: 13.06.2010 18:50

Maciej Rybiński

Maciej Rybiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b]Zaczęło się od skarpetek? [/b]

To było w 1972 roku w redakcji „Expressu Wieczornego”, gdzie pracowałam w dziale zagranicznym. Zobaczyłam wchodzącego po schodach chłopaka w bardzo żółtych skarpetach. A że miałam takie same, to zagadałam. Oczywiście traktowałam go jak dziennikarza sportowego…

[b]Czyli? [/b]

Nie podejrzewałam o szczególną bystrość.

[b]I zaskoczenie? [/b]

A tu nie dość, że okazał się lotny, to po kilku rozmowach uznałam wręcz, że to nieprawdopodobny erudyta. Pamięć miał niesamowitą, została mu zresztą do końca życia, mógł bez kłopotu cytować filozofów, ekonomistów, wojaka Szwejka i swojego ukochanego Słonimskiego.

[b]Długo pani rozmawiała z tym chłopakiem w żółtych skarpetach? [/b]

Na tyle długo, że Rybiński zechciał się potem ze mną widywać.

[b]Pani z nim też? [/b]

Na początku przegrał z „Love story”. Siedziałam w kinie na pokazie prasowym i podszedł do mnie kolega, by powiedzieć, że Rybiński zaprasza na kulig, a że sam się wstydzi, to wysłał jego. A ja wolałam film. Tak się zaczęło.

[b]Od kosza. [/b]

Ale i tak widywaliśmy się niemal codziennie, a nawet co noc.

[b]Brzmi dobrze jak na początek wywiadu. [/b]

„Express Wieczorny” był popołudniówką, więc pracowało się w nocy i rano. Spotykaliśmy się więc na dyżurach.

[b]Bardzo przejęci swoją pracą? [/b]

Cała trudność mojej polegała na tym, by tak skrócić długaśne teleksy z kolejnego zjazdu KPZR, by nikogo nie pominąć i nie obrazić.

[b]A Maciej? [/b]

Miał do pracy stosunek humorystyczny. Pisał, jak leci, co trzeba było napisać, ale nie był zainteresowany karierą dziennikarza sportowego. Chciał być dziennikarzem, po prostu. Jego ojciec był dziennikarzem sportowym i trochę pomógł mu zaczepić się chyba w „Sportowcu”. Stamtąd Maciej przyszedł do nas, a potem do „Dziennika Ludowego”, gdzie zakończył karierę dziennikarza sportowego, bo następne było już „itd”, pismo Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich, ale cieszące się względną wolnością.

[b]Tam rozkwitł. [/b]

Zaczął od artykułów i wywiadów, ale miał straszną potrzebę pisania felietonów. Chyba sam im to zaproponował i się sprawdziło.

[b]Choć czasami miał pod górkę. [/b]

Po jednym z felietonów zażądano przemielenia nakładu gazety, a Maciej dostał zakaz pisania, więc podpisywał się albo Radwanowa z dziećmi i psem, albo Krystyn Grzybowski, albo jeszcze inaczej. Wierszówkę pobierał za niego kolega, ale atmosfera w redakcji była przyjemna, naczelni byli z Maćka zadowoleni.

[b]Jednym z nich był Aleksander Kwaśniewski. [/b]

Poznaliśmy się wtedy z nim, jego żoną, byliśmy na ty i było miło. Później spotkałam go po 1989 roku, kiedy przyjechał do Niemiec. Wymieniliśmy kilka uprzejmych zdań i to wszystko. Maciek nie przyjaźnił się z politykami ani za komuny, ani później.

[b]Ten pobyt w „itd” był później Maciejowi wypominany. [/b]

Proszę pana, wszyscy, którzy byliśmy wtedy dziennikarzami, jakoś tam się umoczyliśmy. Jedyną gazetą, która miała dobrą opinię, był „Tygodnik Powszechny”, choć i tam bywało różnie. Ale też co innego być łobuzem, donosicielem SB i działaczem partyjnym, a co innego dziennikarzem. I Maciek, i ja byliśmy bezpartyjni i staraliśmy się zachować jakąś tam swobodę.

[b]Próbowano was skaptować? [/b]

Zupełnie nie. Wiedziano, że nie jesteśmy dobrym materiałem, niczym nie mogli nas zastraszyć. Mnie wyrzucono z Interpressu, Maciek był zawieszony, a tu małe dziecko na utrzymaniu, ale nawet to nie zrobiło na nas większego wrażenia.

[b]Jak zareagowaliście na „Solidarność”? [/b]

Pracowałam w dziale krajowym „Sztandaru Młodych”, gdzie zajmowałam się korespondentami lokalnymi. Pamiętam te teksty o strajkach w całym kraju – to była duża radość. W redakcji organizowałam „Solidarność”, później brałam udział w strajku.

[b]A Maciej? [/b]

Razem ze swoim kolegą redakcyjnym, Januszem Płońskim, zaczęli pisać scenariusz „Alternatywy 4”. To im się jakoś wylęgło. Pisali u nas w domu, i to było z życia wzięte. To u nas, na Ochocie, ściany się przesuwały, kiedy biegały dzieci, to w naszej łazience odpadały kafelki. Maciek znakomicie wyłapywał wszystko co warte obśmiania.

[b]Bareja zrobił z tego śmieszno-gorzki film. [/b]

Bardzo gorzki, ale taki był PRL, takie były realia. Dla bardzo młodych ludzi, którzy uwielbiają ten serial, on ma już zupełnie inny wymiar – to jest pure nonsens, coś niewiarygodnego.

[b]Zarobił na tym? [/b]

Nie przypominam sobie. Film był kręcony w 1983 roku, kiedy byliśmy już na emigracji, a telewizja pokazała go trzy lata później. Może coś dostał, ale to nie miało znaczenia.

[b]Po wprowadzeniu stanu wojennego został bez pracy.[/b]

Ja również. Zlikwidowano „itd”, więc Maciej nawet nie był weryfikowany, a mnie zweryfikowano negatywnie. Jeden z wojskowych zasiadających w komisji powiedział: „Pani się nie nadaje do pracy w prasie polskiej”. Odpowiedziałam mu: „Może w PRL-owskiej”, i trzasnęłam drzwiami. Dopiero po wyjściu rozpłakałam się ze złości. Dali mi trzymiesięczną pensję, a przy pomocy mec. Wiesława Johanna wywalczyłam odprawę półroczną, ale potem zostaliśmy bez grosza.

[b]Z czego żyliście? [/b]

Z wyprzedaży. Maciek jeździł z walizką do antykwariatów i sprzedawał książki. To było dla niego potwornie bolesne, bo, jak kiedyś powiedziała nasza córka Ola: „Tata albo czyta, albo pisze”. Przede wszystkim czytał. A ja jeździłam na bazar na Skrę, gdzie sprzedawałam co lepsze ubrania i te rzeczy Oli, z których wyrosła. Pamiętam, jak jedna pani narzekała na mnie, że jestem szczupła, bo nie mogła wejść w moją suknię balową.

[wyimek]Razem z Januszem Płońskim, zaczęli pisać scenariusz „Alternatywy 4”. To było z życia wzięte. Maciek znakomicie wyłapywał wszystko co warte obśmiania. [/wyimek]

[b]Opowiada pani o tym tak normalnie. [/b]

Bo my nie byliśmy żadnymi bohaterami, zresztą nie wszyscy muszą być. Maćka co prawda zatrzymano 13 grudnia, ale wypuszczono następnego dnia. Mnie nawet zaproponowano pracę w bibliotece Instytutu Głuchoniemych, ale tam bym sobie nie poradziła. Byliśmy bez pracy, bez perspektyw, ale staraliśmy po prostu być wierni swoim wartościom, być uczciwi. Jakoś sobie radziliśmy…

[b]Długo tak się jednak nie dało żyć. [/b]

Stąd emigracja.

[b]Jak do niej doszło? [/b]

Zewsząd dochodziły do nas sygnały, że tu nie znajdziemy pracy, że nie mamy co w Polsce robić, że lepiej, byśmy wyemigrowali. I w ten sposób 15 września 1982 roku wyjechaliśmy do Niemiec.

[b]Na stałe. [/b]

Paszporty mieliśmy w jedną stronę, byliśmy przekonani, że już nie wrócimy do Polski, że ją opuszczamy na zawsze. To było straszne, zwłaszcza dla mnie.

[b]A dla męża? [/b]

On był zawsze optymistą, żył na większym, felietonowym luzie.

[b]Nie mówił po niemiecku. [/b]

Oboje nie mówiliśmy, dlatego doszło do sceny, kiedy w tamtejszym urzędzie odpowiadającym za pomoc azylantom Maciej mówił po angielsku. Jakaś pani fuknęła na niego, że tu są Niemcy i tu się mówi po niemiecku. A wtedy Maciej: „To ciekawe, bo jak Hitler był w Polsce, to nie mówił po polsku”. Ta kobieta zbaraniała, a po godzinie przyjechało do naszego domu pół urzędu z prezentami (śmiech).

[b]Ale język poznaliście. [/b]

Dzięki katolickiej agencji prasowej mieliśmy w Bonn roczny kurs niemieckiego. Później Maciej dostał propozycję z sekcji polskiej BBC. Najpierw był korespondentem z Niemiec, a w 1985 roku pojechaliśmy do Londynu. Wytrzymaliśmy rok.

[b]Było tak źle? [/b]

Maciej czuł się świetnie, uwielbiał brytyjską flegmę, tamtejsze poczucie humoru, luz. Kiedyś zaspaliśmy, a trzeba było odwieźć Olę do szkoły, więc Maciej pojechał w piżamie i nie wziął ze sobą dokumentów, a że mieliśmy starego mercedesa, który strasznie kopcił, zatrzymała go policja i zwróciła mu na to uwagę. Poprosili go o prawo jazdy, a Maciej: „Widzi pan, że jestem w piżamie”, „A, w piżamie, to rozumiem” – odpowiedział policjant i go puścił.

[b]No i czy ich można nie lubić? [/b]

Maciej zdecydowanie wolał Anglię niż Niemcy, które skądinąd są szaleńczo czyste. Najlepiej jest być polską sprzątaczką w Anglii – w godzinę sprzątnie się cały dom. Oni nie zauważą, że gdzieś jest niedoczyszczone (śmiech).

[b]Więc dlaczego wróciliście? [/b]

Londyn okazał się być potwornie drogi, a ja zarabiałam grosze jako korektorka w polonijnym wydawnictwie. Zdecydowaliśmy się na powrót, a Maciej znów został korespondentem BBC, pisywał też do polskich gazet podziemnych. Potem ja zostałam na krótko i burzliwie korespondentką „Gazety Wyborczej”, a później na blisko dziesięć lat „Rzeczpospolitej”.

[b]Wtedy i Maciej zaczął pisywać do gazet w kraju. [/b]

Pisał dla krakowskiego „Dziennika Polskiego”, ale głównie dla „Rzeczpospolitej”, najpierw o ekonomii, a potem i felietony.

[b]A potem wróciliście do Polski i dla Macieja był to powrót triumfalny. [/b]

Przyjechaliśmy do Warszawy w 1998 roku i Maciej zaczął pisać niemal codziennie felietony na drugą stronę „Rzeczpospolitej”. Był pracoholikiem, napisał ich tysiące, bo przecież pisywał też do „Wprost”, „Faktu”, „Dziennika”. Przez to miałam z nim słaby kontakt.

[b]Dlaczego? [/b]

Bo albo czytał, albo pisał. I teoretycznie mógł wtedy rozmawiać, ale skupiał się i przerywał w pół zdania lub ni z tego, ni z owego zaczynał czytać na głos. Najlepsze było, kiedy siedział przed telewizorem i czytał. Ale to nieprawda, że nie oglądał, bo jak tylko było coś głupiego, zawsze to wyłowił. (śmiech)

[b]Czytał książki czy gazety? [/b]

Przede wszystkim czytał mnóstwo – gdy patrzę na te 37 lat naszego małżeństwa, to myślę, że on połowę przeczytał. Nie rozstawał się z książką ani w salonie, ani na górze w sypialni, ani w miejscu ustronnym. Jego mama twierdzi zresztą, że miał tak zawsze. A co czytał? Wszystko. Mamy tu mnóstwo książek kucharskich w różnych językach, bo Maciej uwielbiał jeść.

[b] Sam gotował? [/b]

Nie na co dzień, ale bardzo lubił siedzieć w kuchni. Byłam tam wówczas dopuszczana wyłącznie w charakterze podkuchennej. Mogłam po nim myć gary i sprzątać, a był potwornym bałaganiarzem.

[b]Hm, moja żona się śmieje, że ona jest kuchcikiem. Jak robię bigos, to może co najwyżej poszatkować kapustę. [/b]

To ja miałam tak samo! Widocznie felietoniści tak mają…

[b]A co lubił jeść? [/b]

Zawsze powtarzał, że jest jak pan Zagłoba – lubi coś dobrego, byle dużo. Robił świetne dania francuskie, chińskie, ale i schabowego. No i jadł mnóstwo słodyczy.

[b]Oj, rozumiem go… [/b]

Nie służyło mu to jedzenie, ale nie można go było przekonać do czegoś innego, a już na pewno nie do diety. Wtedy by się ze mną rozwiódł. Zresztą od alkoholu też nie stronił. Bardzo lubił wino i znał się na nim, ale pił też, jak każdy Polak, wódkę. Był duszą towarzystwa, lubił spotykać się z ludźmi, rozmawiać z nimi. Żył pełną gębą, cieszył się życiem, kochał je, naprawdę.

[b]Był domatorem. [/b]

Mówił, że na wakacje to on wychodzi na taras. Podróżowanie go nie bawiło, nie należał do ludzi, którzy zwiedzają. Pójść do restauracji w nowym miejscu, zjeść coś – tak, ale jakiś zabytek? Absolutnie odpada.

[b]Kto zajmował się domem? [/b]

Ja mówiłam, co trzeba zrobić i on to załatwiał, chyba że nie potrafił. Na przykład był zupełnie na bakier z techniką. Jak mu komputer szwankował, to się wściekał i chciał go wyrzucać, wrzeszczał…

[b]… wpadał w panikę. [/b]

A co, pan też?

[b]Niestety tak. U mnie wszystko naprawia żona, ewentualnie pan Tomek. [/b]

To jak u nas! Drobniejsze rzeczy robiłam ja, a tak, to trzeba było wołać fachowców. Jak kupił coś nowego, czego nie potrafił zamontować lub uruchomić, to się niecierpliwił i zawsze był winien producent: „No zobacz, jak oni to zrobili!”. Myśmy się uzupełniali, co nie znaczy, że nie dochodziło między nami do awantur. Maciek był uparty i wszystko musiało być tak, jak on chciał. A że ja też jestem uparta, to się ścieraliśmy.

[b]Jak się z nim żyło? [/b]

Niesłychanie barwnie. Miał niesamowite skojarzenia. Pamiętam szliśmy raz ul. Chmielną w Warszawie i widzimy wielką reklamę „Tanie brylanty w podwórzu”, a na to Maciek, że to zupełnie jak u Słonimskiego: „Maca tanio, bo w podwórzu”.

[b]Pani też jest dziennikarką, nie było między wami rywalizacji? [/b]

Przecież on przy mnie wyrastał, widziałam, jak się rozwija, jak jest coraz lepszy. I to mnie cieszyło. Nigdy nie czułam zawiści, ale miałam poczucie niższej wartości, bo oczywiste było, że on jest lepszy. Pewnie gdyby Maciek jakoś się tym chełpił, byłoby inaczej.

[b]Maciej wcześniej pisał kryminały, a dwa lata temu wydał „Bruderszaft z Belzebubem”. [/b]

Przepraszam, że jako żona tak mówię, ale to bardzo dobra książka.

[b]Trochę przemilczana, ale on też nie zabiegał szczególnie o jej promocję, nie chodził do telewizji. [/b]

Odmawiał, twierdząc, że ma urodę radiową. Źle się czuł w talk-show, bo był zupełnie pozbawiony agresji i kiedy ktoś go atakował, to milkł. On był człowiekiem solo.

[b]Mieliście państwo dwa śluby. [/b]

Cywilny był rok po tym, jak się poznaliśmy, w 1973 roku, a na kościelny musieliśmy czekać półtora roku.

[b]Dlaczego? [/b]

Bo koniecznie chcieliśmy wziąć go w sylwestra, bo to są moje urodziny, a w 1973 roku nie mieliśmy pieniędzy na wesele. I musieliśmy czekać cały rok, zrobiliśmy go 31 grudnia 1974 roku, co skończyło się dla mnie tym, że ksiądz na mnie strasznie nakrzyczał na spowiedzi, że tak długo zwlekaliśmy.

[b]A na Maćka nie? [/b]

Pewnie się nie przyznał.

[b]Miał wspaniały pogrzeb. Combo jazzowe było kapitalne. [/b]

To akurat załatwił Janek Pietrzak, i to rzeczywiście było niesamowite. Zresztą to, co napisaliśmy na grobie Maćka, pochodzi z nekrologu Janka: „Rzecznik prasowy Polski rozumnej, uczciwej i uśmiechniętej”.

[b]Zaczęło się od skarpetek? [/b]

To było w 1972 roku w redakcji „Expressu Wieczornego”, gdzie pracowałam w dziale zagranicznym. Zobaczyłam wchodzącego po schodach chłopaka w bardzo żółtych skarpetach. A że miałam takie same, to zagadałam. Oczywiście traktowałam go jak dziennikarza sportowego…

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!