[b]Bareja zrobił z tego śmieszno-gorzki film. [/b]
Bardzo gorzki, ale taki był PRL, takie były realia. Dla bardzo młodych ludzi, którzy uwielbiają ten serial, on ma już zupełnie inny wymiar – to jest pure nonsens, coś niewiarygodnego.
[b]Zarobił na tym? [/b]
Nie przypominam sobie. Film był kręcony w 1983 roku, kiedy byliśmy już na emigracji, a telewizja pokazała go trzy lata później. Może coś dostał, ale to nie miało znaczenia.
[b]Po wprowadzeniu stanu wojennego został bez pracy.[/b]
Ja również. Zlikwidowano „itd”, więc Maciej nawet nie był weryfikowany, a mnie zweryfikowano negatywnie. Jeden z wojskowych zasiadających w komisji powiedział: „Pani się nie nadaje do pracy w prasie polskiej”. Odpowiedziałam mu: „Może w PRL-owskiej”, i trzasnęłam drzwiami. Dopiero po wyjściu rozpłakałam się ze złości. Dali mi trzymiesięczną pensję, a przy pomocy mec. Wiesława Johanna wywalczyłam odprawę półroczną, ale potem zostaliśmy bez grosza.
[b]Z czego żyliście? [/b]
Z wyprzedaży. Maciek jeździł z walizką do antykwariatów i sprzedawał książki. To było dla niego potwornie bolesne, bo, jak kiedyś powiedziała nasza córka Ola: „Tata albo czyta, albo pisze”. Przede wszystkim czytał. A ja jeździłam na bazar na Skrę, gdzie sprzedawałam co lepsze ubrania i te rzeczy Oli, z których wyrosła. Pamiętam, jak jedna pani narzekała na mnie, że jestem szczupła, bo nie mogła wejść w moją suknię balową.
[wyimek]Razem z Januszem Płońskim, zaczęli pisać scenariusz „Alternatywy 4”. To było z życia wzięte. Maciek znakomicie wyłapywał wszystko co warte obśmiania. [/wyimek]
[b]Opowiada pani o tym tak normalnie. [/b]
Bo my nie byliśmy żadnymi bohaterami, zresztą nie wszyscy muszą być. Maćka co prawda zatrzymano 13 grudnia, ale wypuszczono następnego dnia. Mnie nawet zaproponowano pracę w bibliotece Instytutu Głuchoniemych, ale tam bym sobie nie poradziła. Byliśmy bez pracy, bez perspektyw, ale staraliśmy po prostu być wierni swoim wartościom, być uczciwi. Jakoś sobie radziliśmy…
[b]Długo tak się jednak nie dało żyć. [/b]
Stąd emigracja.
[b]Jak do niej doszło? [/b]
Zewsząd dochodziły do nas sygnały, że tu nie znajdziemy pracy, że nie mamy co w Polsce robić, że lepiej, byśmy wyemigrowali. I w ten sposób 15 września 1982 roku wyjechaliśmy do Niemiec.
[b]Na stałe. [/b]
Paszporty mieliśmy w jedną stronę, byliśmy przekonani, że już nie wrócimy do Polski, że ją opuszczamy na zawsze. To było straszne, zwłaszcza dla mnie.
[b]A dla męża? [/b]
On był zawsze optymistą, żył na większym, felietonowym luzie.
[b]Nie mówił po niemiecku. [/b]
Oboje nie mówiliśmy, dlatego doszło do sceny, kiedy w tamtejszym urzędzie odpowiadającym za pomoc azylantom Maciej mówił po angielsku. Jakaś pani fuknęła na niego, że tu są Niemcy i tu się mówi po niemiecku. A wtedy Maciej: „To ciekawe, bo jak Hitler był w Polsce, to nie mówił po polsku”. Ta kobieta zbaraniała, a po godzinie przyjechało do naszego domu pół urzędu z prezentami (śmiech).
[b]Ale język poznaliście. [/b]
Dzięki katolickiej agencji prasowej mieliśmy w Bonn roczny kurs niemieckiego. Później Maciej dostał propozycję z sekcji polskiej BBC. Najpierw był korespondentem z Niemiec, a w 1985 roku pojechaliśmy do Londynu. Wytrzymaliśmy rok.
[b]Było tak źle? [/b]
Maciej czuł się świetnie, uwielbiał brytyjską flegmę, tamtejsze poczucie humoru, luz. Kiedyś zaspaliśmy, a trzeba było odwieźć Olę do szkoły, więc Maciej pojechał w piżamie i nie wziął ze sobą dokumentów, a że mieliśmy starego mercedesa, który strasznie kopcił, zatrzymała go policja i zwróciła mu na to uwagę. Poprosili go o prawo jazdy, a Maciej: „Widzi pan, że jestem w piżamie”, „A, w piżamie, to rozumiem” – odpowiedział policjant i go puścił.
[b]No i czy ich można nie lubić? [/b]
Maciej zdecydowanie wolał Anglię niż Niemcy, które skądinąd są szaleńczo czyste. Najlepiej jest być polską sprzątaczką w Anglii – w godzinę sprzątnie się cały dom. Oni nie zauważą, że gdzieś jest niedoczyszczone (śmiech).
[b]Więc dlaczego wróciliście? [/b]
Londyn okazał się być potwornie drogi, a ja zarabiałam grosze jako korektorka w polonijnym wydawnictwie. Zdecydowaliśmy się na powrót, a Maciej znów został korespondentem BBC, pisywał też do polskich gazet podziemnych. Potem ja zostałam na krótko i burzliwie korespondentką „Gazety Wyborczej”, a później na blisko dziesięć lat „Rzeczpospolitej”.
[b]Wtedy i Maciej zaczął pisywać do gazet w kraju. [/b]
Pisał dla krakowskiego „Dziennika Polskiego”, ale głównie dla „Rzeczpospolitej”, najpierw o ekonomii, a potem i felietony.
[b]A potem wróciliście do Polski i dla Macieja był to powrót triumfalny. [/b]
Przyjechaliśmy do Warszawy w 1998 roku i Maciej zaczął pisać niemal codziennie felietony na drugą stronę „Rzeczpospolitej”. Był pracoholikiem, napisał ich tysiące, bo przecież pisywał też do „Wprost”, „Faktu”, „Dziennika”. Przez to miałam z nim słaby kontakt.
[b]Dlaczego? [/b]
Bo albo czytał, albo pisał. I teoretycznie mógł wtedy rozmawiać, ale skupiał się i przerywał w pół zdania lub ni z tego, ni z owego zaczynał czytać na głos. Najlepsze było, kiedy siedział przed telewizorem i czytał. Ale to nieprawda, że nie oglądał, bo jak tylko było coś głupiego, zawsze to wyłowił. (śmiech)
[b]Czytał książki czy gazety? [/b]
Przede wszystkim czytał mnóstwo – gdy patrzę na te 37 lat naszego małżeństwa, to myślę, że on połowę przeczytał. Nie rozstawał się z książką ani w salonie, ani na górze w sypialni, ani w miejscu ustronnym. Jego mama twierdzi zresztą, że miał tak zawsze. A co czytał? Wszystko. Mamy tu mnóstwo książek kucharskich w różnych językach, bo Maciej uwielbiał jeść.
[b] Sam gotował? [/b]
Nie na co dzień, ale bardzo lubił siedzieć w kuchni. Byłam tam wówczas dopuszczana wyłącznie w charakterze podkuchennej. Mogłam po nim myć gary i sprzątać, a był potwornym bałaganiarzem.
[b]Hm, moja żona się śmieje, że ona jest kuchcikiem. Jak robię bigos, to może co najwyżej poszatkować kapustę. [/b]
To ja miałam tak samo! Widocznie felietoniści tak mają…
[b]A co lubił jeść? [/b]
Zawsze powtarzał, że jest jak pan Zagłoba – lubi coś dobrego, byle dużo. Robił świetne dania francuskie, chińskie, ale i schabowego. No i jadł mnóstwo słodyczy.
[b]Oj, rozumiem go… [/b]
Nie służyło mu to jedzenie, ale nie można go było przekonać do czegoś innego, a już na pewno nie do diety. Wtedy by się ze mną rozwiódł. Zresztą od alkoholu też nie stronił. Bardzo lubił wino i znał się na nim, ale pił też, jak każdy Polak, wódkę. Był duszą towarzystwa, lubił spotykać się z ludźmi, rozmawiać z nimi. Żył pełną gębą, cieszył się życiem, kochał je, naprawdę.
[b]Był domatorem. [/b]
Mówił, że na wakacje to on wychodzi na taras. Podróżowanie go nie bawiło, nie należał do ludzi, którzy zwiedzają. Pójść do restauracji w nowym miejscu, zjeść coś – tak, ale jakiś zabytek? Absolutnie odpada.
[b]Kto zajmował się domem? [/b]
Ja mówiłam, co trzeba zrobić i on to załatwiał, chyba że nie potrafił. Na przykład był zupełnie na bakier z techniką. Jak mu komputer szwankował, to się wściekał i chciał go wyrzucać, wrzeszczał…
[b]… wpadał w panikę. [/b]
A co, pan też?
[b]Niestety tak. U mnie wszystko naprawia żona, ewentualnie pan Tomek. [/b]
To jak u nas! Drobniejsze rzeczy robiłam ja, a tak, to trzeba było wołać fachowców. Jak kupił coś nowego, czego nie potrafił zamontować lub uruchomić, to się niecierpliwił i zawsze był winien producent: „No zobacz, jak oni to zrobili!”. Myśmy się uzupełniali, co nie znaczy, że nie dochodziło między nami do awantur. Maciek był uparty i wszystko musiało być tak, jak on chciał. A że ja też jestem uparta, to się ścieraliśmy.
[b]Jak się z nim żyło? [/b]
Niesłychanie barwnie. Miał niesamowite skojarzenia. Pamiętam szliśmy raz ul. Chmielną w Warszawie i widzimy wielką reklamę „Tanie brylanty w podwórzu”, a na to Maciek, że to zupełnie jak u Słonimskiego: „Maca tanio, bo w podwórzu”.
[b]Pani też jest dziennikarką, nie było między wami rywalizacji? [/b]
Przecież on przy mnie wyrastał, widziałam, jak się rozwija, jak jest coraz lepszy. I to mnie cieszyło. Nigdy nie czułam zawiści, ale miałam poczucie niższej wartości, bo oczywiste było, że on jest lepszy. Pewnie gdyby Maciek jakoś się tym chełpił, byłoby inaczej.
[b]Maciej wcześniej pisał kryminały, a dwa lata temu wydał „Bruderszaft z Belzebubem”. [/b]
Przepraszam, że jako żona tak mówię, ale to bardzo dobra książka.
[b]Trochę przemilczana, ale on też nie zabiegał szczególnie o jej promocję, nie chodził do telewizji. [/b]
Odmawiał, twierdząc, że ma urodę radiową. Źle się czuł w talk-show, bo był zupełnie pozbawiony agresji i kiedy ktoś go atakował, to milkł. On był człowiekiem solo.
[b]Mieliście państwo dwa śluby. [/b]
Cywilny był rok po tym, jak się poznaliśmy, w 1973 roku, a na kościelny musieliśmy czekać półtora roku.
[b]Dlaczego? [/b]
Bo koniecznie chcieliśmy wziąć go w sylwestra, bo to są moje urodziny, a w 1973 roku nie mieliśmy pieniędzy na wesele. I musieliśmy czekać cały rok, zrobiliśmy go 31 grudnia 1974 roku, co skończyło się dla mnie tym, że ksiądz na mnie strasznie nakrzyczał na spowiedzi, że tak długo zwlekaliśmy.
[b]A na Maćka nie? [/b]
Pewnie się nie przyznał.
[b]Miał wspaniały pogrzeb. Combo jazzowe było kapitalne. [/b]
To akurat załatwił Janek Pietrzak, i to rzeczywiście było niesamowite. Zresztą to, co napisaliśmy na grobie Maćka, pochodzi z nekrologu Janka: „Rzecznik prasowy Polski rozumnej, uczciwej i uśmiechniętej”.