Wielki Szlem jest wystarczającym powodem, aby się sprężyć. Wolę być tutaj, niż siedzieć w domu. Dla każdego sportowca kontuzja jest przykrą sprawą. Ciężko było chodzić o kulach, nie móc postawić całej nogi na ziemi. Tak wyglądał mój grudzień. Czarno to widziałam. Codziennie ćwiczyłam, ból stopniowo się zmniejszał. W szansę na występ w Australii zaczęłam wierzyć stopniowo. Myślałam, że może mi się uda, bo już wchodzę na kort, już zaczynam się ruszać, ale jednak blokada w głowie jest gigantyczna. Na treningach bałam się doskoczyć do piłki, zrobić gwałtowny ruch, żeby tylko nie przedobrzyć. Bałam się tupnąć, szarpnąć nogą. Ciężko jest przełamać się psychicznie. Dwa, nawet trzy tygodnie walczyłam ze swoją głową, żeby wreszcie powiedzieć: mogę, nie boję się. Za żadne skarby nie chciałam zrezygnować z występu w Wielkim Szlemie. Przerwa była długa, niby miałam podczas niej wakacje, ale tak naprawdę udało mi się prawie dokończyć pierwszy rok studiów. Zrobiłam z siostrą jeden semestr, brakuje nam tylko zaliczenia egzaminu z fizjologii i prawa.
[b]
W drugiej rundzie czeka panią mecz z Petrą Martić, Chorwatką z drugiej setki rankingu. [/b]
Nie grałam z nią jeszcze, kojarzę ją z juniorskich turniejów, o ile dobrze pamiętam, zagrała kilka dobrych turniejów w ubiegłym roku. Grała trochę w imprezach ITF, ale wygrywała też w turniejach WTA z dobrymi tenisistkami. Musiały to być jednak pojedyncze wyskoki, bo w przeciwnym razie jej ranking byłby lepszy niż 140. pozycja. Mam nadzieję, że odpocznę do czwartku, doprowadzę moje ciało do pełnej używalności. A potem zobaczymy, co się wydarzy na korcie.
[i]—rozmawiał w Melbourne Tomasz Lorek[/i]