Część działaczy PSL martwi się o wynik wyborczy i o to, czy uda się pozostać w rządzie, bo sondaże dają partii ok. 4 – 6 proc. poparcia. Jednak ludowcy zwykle w wyborach (poza prezydenckimi) dostają więcej głosów, niż wskazywałyby badania.
– Zdobędziemy od 8 do 11 proc., jeżeli będą dobre listy i nie popełnimy błędów w kampanii – mówi prominentny polityk PSL. – Ale jeżeli się potkniemy, jeżeli lokalni działacze zaczną przy układaniu list dbać o własne interesy, zbierzemy najwyżej 6,5 proc. głosów. To może być za mało do koalicji z PO.
Nasz rozmówca przyznaje, że siłą ludowców są lokalne powiązania. – Ale w tych wyborach może nie wystarczyć szeptana propaganda burmistrza, że PSL coś załatwił dla gminy. Potrzebujemy głośnego przekazu od naszego lidera – zaznacza. – W dzisiejszych czasach, żeby mieć więcej głosów, trzeba więcej gdakać, inaczej kura zostanie zarżnięta jako bezużyteczna.
Mogą na siebie liczyć
Jednak tych, którzy uważają, że w PSL warto inwestować, jest nadal bardzo wielu. Jak podaje partia, ma ok. 140 tys. członków. Nawet, jeśli wziąć pod uwagę, że liczba ta jest zawyżona, to i tak PSL bije konkurentów na głowę. PO ma ok. 30 tys. członków.
Rzesza ludzi to też konkretne pieniądze. W ubiegłym roku od swoich członków i sympatyków PSL zebrał ponad 5 mln zł. To składki członkowskie i wpłaty od innych osób. – W razie potrzeby możemy liczyć na naszych działaczy – cieszy się Henryk Cichecki, skarbnik partii.