Czy po tym, gdy w wyborach w 2007 r. głosowało 53,88 proc. Polaków – najwięcej od czasów transformacji – jesienią będziemy wybierać równie chętnie?
Powody do optymizmu można by znaleźć. Ostatnie wybory prezydenckie i samorządowe pokazują, że frekwencja rośnie. Rok temu na prezydenta głosowało 5 proc. więcej wyborców niż pięć lat wcześniej (2005 – 50,99 proc., 2010 – 55,31 proc.). Podobnie było z wyborami samorządowymi (2006 – 45,9 proc., 2010 – 47,3 proc.).
– Jest teoria, która mówi, że Polacy coraz bardziej interesują się polityką i coraz chętniej głosują – zauważa dr Jarosław Flis, politolog z UJ.
Gdyby przyjąć, że frekwencja w wyborach na radnych sejmików w 2006 i 2010 r. jest proporcjonalna do tej w wyborach parlamentarnych, jesienią do urn powinno pójść nas więcej niż cztery lata temu. – Z moich wyliczeń wynika, że nawet 56 proc. – mówi dr Flis.
Ale to wariant bardzo optymistyczny. Większość politologów studzi emocje.