Pomorski SLD ma kłopot z nośnymi nazwiskami. W tym województwie, zdominowanym przez partie, które wyrosły z Solidarności Sojusz nigdy nie był zbyt mocny. A po śmierci Izabeli Jarugi-Nowackiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, przejściu Joanny Senyszyn do Parlamentu Europejskiego i rezygnacji z kandydowania Longina Pastusiaka zabrakło mocnych, powszechnie rozpoznawanych kandydatów, którzy odegraliby rolę lokomotyw wyborczych.
Jednym z nielicznych jest Dorota Gardias, była szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, której pomorski Sojusz zaproponował start do Sejmu. Na gdańską listę trafi też wieloletnia posłanka Małgorzata Ostrowska. W 2007 roku nie zdobyła jednak mandatu po tym, jak została oskarżona o korupcję. Jej proces się jest w toku.
Pojawił się więc pomysł, by gdyńską listę otwierał właśnie Miller, którego nie chciała łódzka organizacja.
Z kolei Józef Oleksy może wyemigrować na potrzeby kampanii do Nowego Sącza, bo w Siedlcach, gdzie zawsze startował, na pierwsze miejsce przygotowywana jest Stanisława Prządek. W SLD można usłyszeć, że gdyby Oleksy kandydował w Siedlcach z dalszego miejsca, to prawdopodobnie odebrałby mandat Prządce.
- A to byłaby szkoda, bo kobiet otwierających listy nie ma zbyt wielu - mówi warszawski polityk Sojuszu.
Rzecz w tym, że jedynka na liście w Nowym Sączu to mandat palcem na wodzie pisany. W Małopolsce, przywiązanej do tradycyjnych wartości, lewica jest jeszcze słabsza niż na Pomorzu. Od dwóch kadencji nie zdobyła w Nowym Sączu ani jednego mandatu poselskiego. W tym roku może być podobnie.