– Amerykańscy eksperci brali udział w badaniu wraku Tu-154M, badali wyprodukowany w USA sprzęt nawigacyjny tupolewa – powiedział wczoraj szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski.

Odniósł się w ten sposób do wtorkowego artykułu "Rz" o tym, że rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy stosuje podwójne standardy. Napisaliśmy, że Rosjanie po katastrofie samolotu ATR-72 na Syberii o pomoc przy badaniu jej przyczyn zwrócili się do ekspertów z Francji, Wielkiej Brytanii i Kanady. W przypadku katastrofy Tu-154M o zagraniczną pomoc nie wystąpili.

– Nie wiem, jak można stawiać tezę, że eksperci międzynarodowi nie brali w tym udziału. Przecież ten sprzęt pojechał do Stanów Zjednoczonych i tam był badany – twierdzi Arabski.

Mec. Piotr Pszczółkowski reprezentujący m.in. Jarosława Kaczyńskiego w postępowaniu smoleńskim kwestionuje słowa ministra. – Z całą pewnością Amerykanie nie badali wraku tupolewa, a jedyna czarna skrzynka, tzw. polska ATM-QAR, którą Rosjanie przysłali nam do badania, nigdy nie opuściła Polski i została zwrócona Rosji – mówi "Rz". Twierdzi, że udział przedstawicieli USA ograniczył się do analizy zapisów systemu TAWS, który był produkcji amerykańskiej. Wtóruje mu szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz: – Pan Arabski mija się z prawdą. Żaden amerykański ekspert nie został dopuszczony do badania wraku. Przeprowadzono jedynie konsultacje w sprawie systemów TAWS i FMS.