Jaki jest związek między atakiem terrorystycznym w In Amenas w Algierii (w połowie stycznia, zginęło co najmniej 38 zakładników) a francuską interwencją w Mali?
Gilles de Kerchove: Nie ma bezpośredniego związku, to był tylko dodatkowy pretekst. Operacja terrorystyczna była tak wyrafinowana, że niemożliwe było jej przygotowane w ciągu pięciu dni. Wymagała pozyskania osób z wewnątrz kompleksu gazowego i dokładnej obserwacji miejsca, które przecież znajduje się daleko od Mali. Skala ataku była bardzo duża. Kolejna sprawa to motywacje terrorystów. Autorem ataku był Mochtar Belmochtar, znany jako Mister Marlboro z powodu swojego zaangażowania w przemyt m.in. papierosów. To człowiek równie oddany terroryzmowi, co biznesowi. On był trochę na uboczu i być może ten atak był dla niego próbą powrotu do gry. A cała ta retoryka w stylu Al-Kaidy i krytyka interwencji francuskiej w Mali to była tylko otoczka.
Czy można go było uniknąć?
Pod istotnymi względami atak był zaskakujący. Po raz pierwszy zaatakowano instalację gazową. Szczerze mówiąc, osobiście zastanawiałem się czasem, dlaczego nigdy infrastruktura energetyczna, jak rafinerie, czy rurociągi, nie była celem akcji terrorystycznej. Poza tym zaskakujące było miejsce. Bardziej spodziewano się akcji w samym Bamako, może w Nigrze czy Mauretanii, ewentualnie na południe od Mali – w Burkina Faso czy Senegalu. I wreszcie Algieria to bardzo dobrze zorganizowany kraj, który skutecznie ograniczył ruchy terrorystyczne w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Z wielu tych powodów nie spodziewałem się ataku na kompleks gazowy i to akurat w Algierii. Ale ciągle się czegoś uczymy.
Czy takie instalacje nie są teraz chronione?