Rz: Generał James Kowalski ma dowodzić amerykańskim arsenałem nuklearnym. Zwykle tego typu informacje wzbudzają nasze szczególne zainteresowanie. Czemu tak silnie działają na naszą wyobraźnię polskie korzenie sławnych czy odnoszących sukcesy obywateli innych krajów?
Jacek Wasilewski: Problem polega na tym, że Polacy wciąż muszą budować swoją tożsamość narodową i potwierdzać, że są coś warci, dlatego dużą wagę przywiązujemy do tego, że jesteśmy doceniani. Jeżeli za granicą ktoś mówi, że Polska jest taka czy inna, to albo się bardzo obrażamy, albo jesteśmy bardzo dumni. Nie czujemy, że to, co robimy w Polsce, jest ważne dla świata, zresztą słusznie, bo nasz kraj jest dosyć prowincjonalny i nie czyni zbyt wiele, by przestał taki być.
Polskimi korzeniami innych rekompensujemy sobie brak własnych sukcesów?
Jesteśmy dumnym narodem, a nasza mitologia stawia nas wśród narodów wybranych, przez cały czas poszukujemy więc potwierdzenia, że jesteśmy wyjątkowi. Satysfakcjonuje nas to, że czyjś dziadek lub babcia mieli polskie obywatelstwo. Dla nas to niemal Polak, choćby po polsku nie mówił ani słowa i jego związki z naszym krajem były wydumane. Czujemy związek z niemieckimi piłkarzami grającymi w niemieckiej reprezentacji, których dziadkowie byli Polakami i staramy się cieszyć z ich sukcesów. Schody zaczynają się dopiero wtedy, gdy walczą przeciwko naszej reprezentacji.
Ale chyba szczególnie zwracamy uwagę, kiedy polskie korzenie ma jakiś sławny Amerykanin.