Zrobimy Platformie tysiąc Wietnamów

Nie jestem zawodowym rzecznikiem ani specem od kampanii. Jeśli wspólnie z Jarosławem Kaczyńskim zdecydujemy, że powinienem robić coś innego, to nie ma problemu — deklaruje w rozmowie z „Rz" rzecznik PiS Adam Hofman, autor przegranej kampanii referendalnej w Warszawie.

Publikacja: 17.10.2013 21:00

Adam Hofman

Adam Hofman

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Zgodnie z partyjną tradycją, powie mi pan, że nic się nie stało? PiS znowu przegrał z Platformą. Nie udało się wam odwołać prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz.

HGW nie udało się odwołać. Ale udało nam się doprowadzić do sytuacji w której w normalnych wyborach na pewno przegra. Po za tym „Polacy nic się nie stało" to mantra Donalda Tuska. Proszę mnie z taką postawa nie łączyć.

Pobieżna analiza wyników poprzednich wyborów w Warszawie pokazuje, że PiS może liczyć w stolicy na maksymalnie 300-320 tys. głosów. A trzeba było 390 tys. głosów. Decydując się ostro promować partyjny szyld i swego lidera, skazaliście się na porażkę.

Bez nas do referendum poszłoby 8-10 proc. warszawiaków. W 2007 roku w Warszawie na PiS oddano 316 tysięcy głosów. Teraz w referendum do urn poszło 340 tysięcy wyborców.

Wasi wyborcy i tak poszliby zagłosować. Zawsze chętnie dołożą Platformie.

Bez emocji nie można byłoby ich zachęcić do głosowania.

Ci którzy złożyli podpisy pod referendum byli oburzeni na drogie bilety, zalany tunel, rozkopane miasto i opóźnioną budowę metra. Nie chcieli polityki partyjnej.

Gdyby referendum odbyło się tydzień po zweryfikowaniu podpisów, to Gronkiewicz zostałaby odwołana bez najmniejszych problemów. Później media wyciszyły temat referendum i pokazywały tylko działania HGW. Sondaże się zmieniły. My w czasie zbierania podpisów mieliśmy Elbląg. Potem mieliśmy wybory na Podkarpaciu, gdzie pilnowaliśmy swojej prawej flanki. Ziobro i Kurski rzucili wszystkie swoje siły i chwalili się 25 procentami. Ostatecznie przegrali, a  my zdobyliśmy bezwzględną większość – to był nokaut Solidarnej Polski, a także wspólnego kandydata wystawionego przez koalicje PO – PSL.  I w pewnym momencie, kiedy wróciliśmy do Warszawy, wszystko było w rozsypce, a Gronkiewicz wspomagana przez rząd i prezydenta prowadziła intensywną kampanię propagandową. Musieliśmy włączyć się wyraziście, na wysokim poziomie emocji, żeby referendum ponownie znalazło się w centrum zainteresowania.

A zatem to była świadoma strategia: uruchamiamy nasze 300 tys. zwolenników literą „W", Jarosławem Kaczyńskim i prof. Glińskim?

Liczyliśmy, że pozostałe partie opowiadające się za odwołaniem Gronkiewicz-Waltz wezmą naprawę udział w kampanii. Naszym zadaniem było zmobilizowanie ponad 300 tys. ludzi. Nie sądzi pan, że to inni mają problem bo nie zmobilizowali swoich wyborców?

Reszta, choćby Ruch Palikota, ograniczyła swoje zaangażowanie właśnie dlatego, że wy wyciągnęliście partyjne sztandary.

To marne wytłumaczenie. Palikot nie dał złotówki na to referendum. Ziobro podobnie. Czy aby na pewno chcieli odwołania HGW? Środki zaangażował tylko burmistrz Ursynowa Piotr Guział.

Nie wiadomo, czyje to pieniądze.

To pytanie do niego. Teraz, już po wyborach, słyszę dwie tezy. Pierwsza — że przy okazji kampanii trzeba ukryć Jarosława Kaczyńskiego. Druga — że Kaczyńskim nie da się zdobyć elektoratu centrowego.

Wszyscy kolejni sztabowcy PiS w ostatnich latach wyznawali – pan również.

To nieprawda. Na przykład uważałem, że Joanna Kluzik-Rostkowska będzie dobrą twarzą kampanii prezydenckiej, ale była grupa, która chciała ją zrobić szefową partii. Nie udało się przejąć PiS, więc założyli PJN. Potem słyszałem Ziobrę z Kurskim, którzy mówili: „Schować Jarosława", a skończyli we własnej partii. Były jeszcze pomysły, aby Marcinkiewicz przejął ster. Wtedy też mówiło się „schować Jarosława". Największym moim zdziwieniem, że dziś znowu, nawet u ludzi z kierownictwa partii, pojawiają się pomysły „schować Jarosława".

Ale to pan firmował w 2011 r. kampanię z „aniołkami Kaczyńskiego" — urodziwymi działaczkami, które miały skusić młodszy elektorat.

Współprowadziłem kampanię, która nauczyła nas, że takie kampanie nie wyglądają autentycznie. My jesteśmy potrzebni Polsce tacy jacy jesteśmy. Kampania w Warszawie udowodniła, że nasz lider jest w stanie zmobilizować mieszczan, ludzi z wyższym wykształceniem, intelektualistów. Teza o chowaniu lidera jest albo naiwnością albo akcją mającą zmierzającą do zmiany tego lidera.

Co z tego wynika? Że jest w stanie zmobilizować tylu wyborców, że PiS przegrywa? To nie jest sukces.

Nie zmobilizowaliśmy tych, do którzy i tak nas rozumieją — ludzie słabiej wykształceni, mniej zarabiający. Ale bez udawania kogoś innego zdobyliśmy centrum.

Ciągle twierdzicie, że z każdą wyborczą porażką osiągnęliście sukces. A Tusk wam pokazuje realne zwycięstwa. Odwołanie Gronkiewicz-Waltz — patrząc na liczby — nie było trudne. A wam się to nie udało.

Nasze działania to część większej całości. Spójrzmy na cały ostatni czas. W ostatnim roku realizowaliśmy strategię tysiąca Wietnamów — ścigaliśmy Platformę wszędzie, gdzie się da i wiązaliśmy ją w ważne potyczki: Rybnik, Elbląg, Podkarpacie. W sprawie Smoleńska przycisnęliśmy PO do ściany - pokazaliśmy ich kłamstwa. Udało się nam trwale prześcignąć PO w sondażach. W Warszawie Platforma musiała wezwać swych zwolenników, aby nie głosowali i ściągać na pomoc prezydenta Komorowskiego, który pokazał, że jest prezydentem jednej partii.

Nie pochwalam tego, że premier i prezydent nawoływali do bojkotu głosowania. Ale z punktu widzenia skuteczności politycznej, to było dla PO jedyne skuteczne rozwiązanie. Wy też tak robiliście, broniąc bliskich wam prezydentów w Łodzi i Częstochowie.

Konwencja Wenecka Rady Europy mówi o zachowaniu w czasie referendum prezydenta i premiera. Wzywanie do bojkotu głosowania będzie miało kolosalne konsekwencje w elektoracie Platformy. To nie była nawet rezygnacja przez nią z pryncypiów. Platforma Obywatelska nie rozumie demokracji, a jej liderzy maja ją wprost w pogardzie.

Pan bierze odpowiedzialność za tę kampanię — to chwalebne, bo zazwyczaj porażki są sierotami. Nie czuje pan, że to jest karykaturalne, iż prof. Gliński jest kandydatem na wszystkie stanowiska? Był kandydatem na premiera i prezydenta Warszawy, a prezes Kaczyński już sugeruje że zostanie wystawiony na prezydenta Polski. Zdecydujcie się, kim on jest.

Czy ponieważ w Sejmie nie było większości, żeby zmienić rząd, to profesor Gliński ma mieć zakaz kandydowania na stanowiska publiczne?

A po co było wam „W", budzące jednoznaczne skojarzenia z wybuchem Powstania Warszawskiego. To miało budzić kontrowersje? Potoście to zrobili?

Nawet nasi oponenci uważają że „W" zawładnęło emocjami. Warto jednak powiedzieć o dwóch okolicznościach, które osłabiły ten element kampanii. Po pierwsze — część naszego wojska straciło wiarę. Niektórzy politycy PiS zaczęli się publicznie od tego dystansować. Tak w polityce robić nie można, zwłaszcza w kampanii.

Druga rzecz. Wiedzieliśmy, że skrytykują nas środowiska bliskie PO, czerpiące korzyści z jej rządów w Warszawie. Ale liczyliśmy, że znajdą się w naszym zapleczu inni uczestnicy Powstania, którzy będą to komentować racjonalnie.

Nie znaleźli się.

Wystraszyli się pod ostrzałem mediów. Dlatego na samym końcu tego etapu musieliśmy odwołać się do cywilnego mitu Powstania. Te odwołania trafiły do wyborców o wyższym zasobie kulturowym, czyli do inteligencji. Ale atak na „W" wystraszył ludzi prostszych, głownie dlatego, że nie dostali czytelnego sygnału od nas jak radzić sobie z tym atakiem, bo zobaczyli wahanie w naszych szeregach.

Czy to nie jest nadużycie porównywanie odwołania władz stolicy do wybuchu krwawego powstania przeciw okupantowi?

Nikt tak nie robił. Nam chodziło odwołanie się do mitu wielkiej Warszawy, którego Powstanie było ucieleśnieniem. I pokazanie że w tym mieście, które ma taką historię, trzeba brac odpowiedzialność również w czasach pokoju - płacić podatki i chodzić na wybory.

Nie, nie. Na waszych plakatach był też prezydent Stefan Starzyński, który w 1939 r. bronił stolicy przed hitlerowcami. Sięgnęliście po martyrologię przy referendum nad odwołaniem pani prezydent, której tunel zalewa woda.

Dla wykształconej części warszawiaków, która zagłosowała w referendum, nasz przekaz był jasny. Dla pozostałych, którzy zostali w domach, jak widać nie.

W takim razie część polityków PiS była też za słabo wykształcona, żeby to zrozumieć.

Ja bym tego tak nie ujął. Część się wystraszyła, część miała inne intencje.

Chcieli zrobić Panu krzywdę?

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy będą to chcieli wykorzystać przeciw mnie. Część jest w PiS, a część chce do PiS wrócić i traktują to jako swoją szansę...

...ma pan na myśli Adama Bielana, pańskiego poprzednika na stanowisku rzecznika PiS i twórcy kampanii wyborczych. Bielan odszedł do PJN jesienią 2010 r, a dziś robi wszystko, żeby wrócić.

Pamiętam, że wojna wewnętrzna osiągnęła swoje apogeum przed rozłamem PJN. Napuszczanie mediów, wzajemne walki. W 2007 r. mając wszystkie siły i środki — rządziliśmy i mieliśmy wpływy w telewizji — nie potrafiliśmy wygrać i utrzymać władzy. Nie wspominam tego dobrze. Jak się jeździ po Polsce to cały czas, wśród tysięcy działaczy, którzy wzięli kredyty, wydali swoje pieniądze, a przez rozbijającą konferencję PJN, nie dostali się do samorządów, to widać, ze ta zadra jest bardzo mocna. Dużo ludzi pamięta kontekst, Smoleńsk, ataki na krzyż, walka z Prawem i Sprawiedliwością, akcje Palikota. Lojalność w takich czasach jest szczególnie ważna. Dziś, przed kolejnymi wyborami, szczególnie widać jak wielu ludzi z zewnątrz, stara się huśtać łodzią.

Ale i bez tego nie jest pan w PiS zbyt lubiany i wielu chętnie by się na panu odegrało.

Zasoby medialne PiS są siłą rzeczy mocno ograniczone - miejsc w mediach jest kilkanaście a parlamentarzystów PiS 200. Dziennikarze mają swoje preferencje, sami wybierają gości do programów, Pan doskonale wie jak to działa. Wprowadzamy procedury, robimy szkolenia medialne, obiektywni specjaliści z zewnątrz wskazywali tych którzy w mediach wypadają najlepiej, a i tak w każdej partii politycy którzy nie chodzą do mediów, subiektywnie uważają że to wina rzecznika. Nie mam o to żalu.

Jaką pan jako twórca kampanii daje Kaczyńskiemu gwarancję, że po przegranym referendum jesteście w stanie tak poprowadzić cztery najbliższe kampanie wyborcze, aby PiS część wygrał?

Rozstrzygające będą wybory parlamentarne. Tą drużyną możemy je wygrać. Ja jestem politykiem, to jest mój zawód. Nie jestem zawodowym rzecznikiem ani spin doktorem do wynajęcia. Jeśli wspólnie zdecydujemy, ze mam robić coś innego, to będę to robić.

Kaczyński podarował panu obyczajowe wyskoki podczas kampanii na Podkarpaciu?

Proszę mi wybaczyć, ale tą sprawę uważam za zamkniętą.

Dlaczego ojciec Rydzyk nie włączył się w kampanię referendalną? Po przegranej zostaliście ostro zaatakowani przez jego media — dostało się nie tylko panu, ale nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Jest pewien moment napięcia na scenie politycznej. Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, potem samorządowe i bardzo ważne wybory prezydenckie oraz parlamentarne. Różne środowiska podejmują różne decyzje.

Chce pan powiedzieć, że Rydzyk chciał wam udowodnić, że bez niego nie wygrywacie?

Nie chciałem tego powiedzieć, bo nie wiem, dlaczego media ojca dyrektora nie włączyły się w referendum.

Staraliście się o to?

Na pewno zaangażowanie wszystkich prawicowych mediów było potrzebne i by pomogło. Sztuką jest osiągnięcie takiej równowagi, aby partia była suwerenna, ale zbudowała jak najszerszą koalicję środowisk wokół niej. Niestety, w naszym zapleczu są napięciu. Mamy problem: z jednej strony zintegrowany system medialny, który zwalcza PiS. Niestety po naszej stronie takiej integracji brakuje.

Co ma pan na myśli?

Napięcia na prawicowym zapleczu medialnym są widoczne gołym okiem.

Chodzi o wojnę między mediami ojca Rydzyka a Gazetą Polską, oraz między tygodnikami „W Sieci i Do Rzeczy". O co oni się biją? Przecież nie o wpływ na władzę, bo wy na razie przegrywacie.

Dla sprawy byłoby lepiej, gdyby doszło do pakt pokoju wśród katolików, bo mamy przeciwko sobie hordę pogan i barbarzyńców.

Nie mieliście religijnych oporów, aby z tymi poganami — choćby z Ruchem Palikota — stworzyć koalicję przeciwko rządom Platformy w Warszawie.

Nie było żadnej koalicji. Problem było to, że partie popierające referendum miały zupełnie inne interesy. My chcieliśmy odwołać HGW, Solidarna Polska walczyła głównie z nami. Palikot chciał zablokować coraz mocniejszego Guziała. Gdybyśmy mogli wydać na kampanię kilku milionów, to nadalibyśmy ton kampanii. Tylko, że za chwilę PO ogłosi koniec finansowania partii z budżetu i zostaniemy bez grosza. Skoro było mało pieniędzy, to musieliśmy stawiać na kampanię w głównym nurcie, z liderem partii i jej szyldem. Gdybyśmy sprowadzili kampanie tylko do zalanego tunelu to nie przebilibyśmy się przez media. Platforma nie musiał robić kampanii, bo robiły to za nią prorządowe media. My wycisnęliśmy tyle, ile się dało.

Zgodnie z partyjną tradycją, powie mi pan, że nic się nie stało? PiS znowu przegrał z Platformą. Nie udało się wam odwołać prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz.

HGW nie udało się odwołać. Ale udało nam się doprowadzić do sytuacji w której w normalnych wyborach na pewno przegra. Po za tym „Polacy nic się nie stało" to mantra Donalda Tuska. Proszę mnie z taką postawa nie łączyć.

Pozostało 97% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej