"Rz": Polacy z roku na rok coraz chętniej przeznaczają pieniądze na organizację charytatywne. Ale dawanie pieniędzy ludziom na ulicy to nie jest najlepsza forma pomocy?
Piotr Broda-Wysocki: To nigdy nie była dobra forma pomocy, ponieważ nigdy nie wiemy kto jest po drugiej stronie. Osoba prosząca nas o pieniądze to nie musi być bezdomny albo żebrak. Zawsze uzależnialiśmy pomoc od pewnego modelu zachowań, których byśmy oczekiwali. A w tym przypadku nie mamy wpływu na to, na co te osoby pieniądze przeznaczą.
Dajemy im drobne, bo się nad nimi litujemy?
Czasami jest to element litości, bo 20 czy 50 groszy nie stanowi wielkiego problemu. Chociaż jeśli spojrzymy na to w skali makro, to są to na pewno dosyć duże sumy. Te środki można wydać zdecydowanie bardziej umiejętnie. To nie jest źle wydany pieniądz, tych, którzy dają nie należy źle oceniać. Chodzi tylko o to, że nie ma elementu integracyjnego w takiej pomocy.
Chodzi zatem o to, żeby osoba, która prosi nas o drobne, skorzystała z pomocy udzielanej przez jakąś fundację czy instytucję. Jak ją do tego skłonić?