Działania prokuratury w redakcji „Wprost" poszły zbyt daleko i mogły naruszać tajemnicę dziennikarską, a nawet prawo - taka ocena środowego przeszukania w redakcji tygodnika znalazła się w raporcie przygotowanym przez ministra sprawiedliwości dla premiera. Wczoraj Marek Biernacki przedstawił raport na specjalnej konferencji prasowej.
Ministerialna ocena wydarzeń jest zaskakująca. Jeszcze w czwartek prokurator generalny Andrzej Seremet wskazywał bowiem, że wszystkie działania prokuratury były bez zarzutu. Teraz rząd, znajdując się w ostrym kryzysie, wybrał ucieczkę do przodu, wyraźnie odcinając się od działań prokuratury i pozostawiając ją samą z zarzutami o bezprawne działania. Ceną może być nawet głowa prokuratora generalnego.
Prokuratura jest jednak sama sobie winna. Łatwo dała się wciągnąć w polityczną grę, bezrefleksyjnie ulegając politycznej presji i oczekiwaniom na szybkie wykrycie sprawców afery. Działania wobec „Wprost" przypominały bowiem stare czasy, kiedy wykorzystywali ją politycy.
Teraz, w sytuacji kryzysowej, prokuratorzy znowu ulegli presji władzy. Nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości, że w demokratycznym państwie nie powinno dojść do tak potężnej, bezprecedensowej demonstracji siły wobec mediów.
Prokuratura zostaje pozostawiona sama sobie. Problem ma także Andrzej Seremet, który od dawna jest w konflikcie z rządem. Jego głowa może zostać złożona w politycznej ofierze.