Premier Włoch Matteo Renzi 5 marca spotkał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Była to rozmowa przedstawicieli dwóch państw, które łączą silne związki gospodarcze, nie mają jednak zbyt wielu wspólnych interesów politycznych czy wojskowych. Tak było dotąd: okazuje się jednak, że ostatnie wydarzenia w Europie Wschodniej i Afryce Północnej przyczyniły się do powstania szczególnych więzi między Włochami, Rosją, Libią i Egiptem. Rzym ma nadzieję, że Moskwa przyczyni się do wygaszenia konfliktu na Ukrainie, co dostarczy argumentów, by Unia zniosła sankcje. Włosi liczą zaś na wsparcie Rosji w staraniach o ustabilizowanie Libii. Tyle że nie mogą wiele się w tej kwestii spodziewać.
Rzym i Moskwa nie powinny narzekać na stan relacji dwustronnych. Z Rosji pochodzi blisko 30 proc. gazu ziemnego kupowanego przez Włochy. Eksporterzy z Italii mają tam świetne kontakty i wysyłają na wschód dużo towarów (ósme miejsce w rankingu odbiorców). Włoskie banki odgrywają w Rosji znaczącą rolę, a firmy z obu krajów z branży energetycznej prowadzą wspólne projekty wydobywcze i przetwórcze na całym świecie. Nie ma między obu państwami konfliktu interesów strategicznych: Rzym nie jest szczególnie zainteresowany obszarami, które Rosja zwykła uważać za swą strefę wpływów. W odróżnieniu np. od Polski czy Rumunii, które czują się zagrożone rosyjską dominacją w byłym bloku wschodnim.
Niewygodna pozycja Rzymu
Kryzys na Ukrainie sprawił jednak, że Włochy znalazły się w kłopotliwej sytuacji: rząd został zmuszony do postępowania zgodnie z oficjalną polityką, jaką Unia przyjęła wobec Rosji, mimo że jednocześnie chciałby zachować swoje związki z Moskwą w niezmienionym kształcie. Rzym zagłosował więc wprawdzie za sankcjami, nalegał jednak na umiar i rozwagę we wdrażaniu wszelkich działań odwetowych. A ostatnie wewnętrzne kryzysy polityczne stanowiły dla włoskiej elity dobrą wymówkę, by ograniczyć zaangażowanie na Ukrainie. Rząd Italii starał się ograniczyć pole do konfliktów w relacjach z Kremlem, ustępując Londynowi i Paryżowi pierwszeństwa w stosowaniu nacisków dyplomatycznych na Moskwę.
Mimo to do wizyty premiera Renziego nie doszłoby prawdopodobnie tak prędko, gdyby nie trzy czynniki. Pierwszy to – rzecz jasna – sytuacja na Ukrainie. Połączenie unijnych sankcji i osłabienia rubla spowodowało w ubiegłym roku znaczący spadek włoskiego eksportu. Gospodarka nad Tybrem jest tymczasem w nie najlepszym stanie i Rzym tym bardziej jest zainteresowany wygaszeniem konfliktu na Ukrainie. To mogłoby doprowadzić do złagodzenia unijnych sankcji i wprowadzonych przez Rosję na zasadzie retorsji ograniczeń handlowych. Szczególnie dotkliwie zaciążyły one bowiem na eksporcie produktów rolnych, stanowiących dużą część wymiany z Włochami. Termin obowiązywania dotychczasowych unijnych sankcji upływa pod koniec marca i – jak dotąd – państwa członkowskie są jednomyślne w zamiarze ich przedłużenia. Włochom marzy się jednak złagodzenie postawy Rosji, co pozwoliłoby im lobbować w Brukseli w interesie Moskwy.
Po drugie, Włochy są coraz bardziej zaniepokojone rozwojem wydarzeń w Libii. W ciągu ostatnich trzech lat narastający kryzys w tym kraju powodował napływ kolejnych fal uchodźców do brzegów Italii, co nie tylko jest kosztowne, ale też powoduje napięcia zarówno w polityce wewnętrznej, jak i w relacjach Włoch z państwami ościennymi.
Postkolonialne troski
Libia była w przeszłości włoską kolonią i w opinii Rzymu nadal pozostaje w strefie jego wpływów. Wybrzeża północnoafrykańskiego kraju dzieli niewiele ponad sto mil od słynnej wyspy Lampedusa, która stała się najważniejszym „portem docelowym" dla rzesz uchodźców. Kolejne ekipy rządzące w przeszłości dogadywały się z Muammarem Kaddafim w kwestii ograniczania liczby nielegalnych przybyszów, ale wraz ze śmiercią libijskiego dyktatora straciły partnera do rozmów. Od tego czasu Włochy wydają grube miliony euro na działania straży granicznej usiłującej ratować uciekinierów. Rzym obawia się również, że wśród azylantów ukrywają się terroryści, którzy w ten sposób chcą przekroczyć granice Unii. Niedawne pogróżki Państwa Islamskiego, jakoby szykującego się do zaatakowania Włoch i Watykanu, spowodowały dodatkowy wzrost napięcia.