Czy pan się boi prezydenta Dudy?
Wygrał wybory, trzeba mu pogratulować. Już przechodzi do historii. On długo nie sądził, że wygra. Prawdopodobnie dopiero teraz to do niego dociera i mentalnie się przygotowuje do rządzenia. Mam nadzieję, że polskiej polityki nie zdominuje skrajny populizm etatystyczny.
Niektóre propozycje Dudy z kampanii tak właśnie brzmią.
Stąd obawa.
A rządów PiS od jesieni też się pan boi? Obecny obóz władzy uważa, że bez względu na to, ile procent pan zdobędzie, to urwie je pan właśnie im.
Gdybym tak myślał, tobym był zablokowany. Myślę o tym, do jakich wyborców się zwracam.
Wyborów pan nie wygra, a może pan pomóc Platformie przegrać.
Byłoby świetnie, gdybym wygrał. Za pierwszym razem to trudne. Ale wszystko zależy od kampanii. Dwa miesiące temu mało kto się spodziewał, że Andrzej Duda może mieć 51 proc. Kukiz też pokazał, że zmiana jest możliwa. Powtarzam – losy Platformy nie zaprzątają mi głowy.
Próbował pan kiedykolwiek związać się z PO?
Politycznie nie. Miałem kiedyś propozycję wejścia do rządu na stanowisko wiceministra finansów – zawsze odmawiałem.
Jak pan dziś ocenia Donalda Tuska jako polityka?
Na początku, bardzo krótko, był reformatorem. A potem uwierzył w realpolitik, która teraz na naszych oczach się wali.
Czyli uważa pan, że historia rozliczy go negatywnie?
Zmarnował szansę.
Przygotował Polskę na wypadek utknięcia w pułapce średniego wzrostu?
Wręcz przeciwnie. Przez ostatnie lata jeszcze głębiej w nią brniemy. Rządzącym się nie chce, są syci i zadowoleni z siebie. „Przecież rośniemy. Przecież jest zagraniczna inwestycja, w której zatrudniono 1000 tanich Polaków". Jednocześnie dla starych partii brakuje alternatywy. Przecież w PiS też nie ma intelektualnego fermentu. Dlatego potrzeba zupełnie nowego ruchu.
Polacy wiedzą, że może być lepiej. Nie od razu będzie jak Niemczech. Ale, powiedzmy, możemy być takimi Niemcami Europy Środkowo-Wschodniej – to jest realne jako cel. Kraj bogaty jest silny. Dziś w sprawie konfliktu na Ukrainie Rosja rozmawia z Berlinem, a nie z nami – bo jesteśmy słabi. Widać, że jeżdżenie polskich polityków na Majdan nie miało sensu.
Mówi pan głównie jak czysty liberał, bo nim pan jest. A jednocześnie w kilku obszarach mówi pan językiem socjalnym, co zaskakuje.
Nie socjalnym, tylko społecznym. Socjał to rozdawanie pieniędzy. A polityka społeczna to wyciąganie ludzi z biedy.
Przykład. Mówi pan tak: służba zdrowia działa źle. Jest powszechna, ale to znaczy, że powszechnie obowiązuje kolejka. I jednocześnie obiecuje pan równy dostęp do dobrego leczenia bez względu na zasobność portfela. To mało realne.
Po pierwsze, jestem zwolennikiem ubezpieczeń dodatkowych, których rządzący nie zdecydowali się wprowadzić. Po drugie, w służbie zdrowia można osiągnąć poprawę, wprowadzając elementarne zmiany. Przede wszystkim należy ukrócić marnotrawstwo pieniędzy i czasu. Dyskusja o negatywnym koszyku świadczeń medycznych trwa od ośmiu lat! Debata nad wprowadzeniem elektronicznych kart pacjentów, aby monitorować system i wyłapywać nieprawidłowości, od lat kilkunastu! Wiem, ochrona zdrowia jest najtrudniejszym wyzwaniem. Ale znam wiele osób, które byłyby to w stanie zrobić. Czy to jest socjalne czy liberalne, co mówię? To jest zdroworozsądkowe. Ci, którzy nami rządzą od dziesięciu lat, w ogóle nie rozumują w tych kategoriach.
Na Kukiza głosowało wielu młodych ludzi, którzy marnie zarabiają i nie widzą dla siebie szans. Pracują na śmieciówkach i winią za to państwo. Ma pan dla nich ofertę?
Mamy w Polsce cztery systemy zatrudnienia: KRUS, działalność gospodarcza, umowy śmieciowe, etat. Co jest najbardziej przeregulowane? Etat. Co daje ludziom najmniejszą ochronę? Umowy śmieciowe, które są poza kodeksem pracy. Skoro śruba jest za bardzo dokręcona w kodeksie pracy, to ludzie lądują poza systemem. Moja oferta – zróbmy bardziej elastyczny kodeks pracy i skończmy z systemem promowania Polski jako kraju taniej siły roboczej. Dajemy inwestorom ulgi podatkowe, żeby zatrudniali tysiące młodych, tanich Polaków. Nasi politycy byli dumni, że jesteśmy tani.
Nie słyszę od pana o podatku liniowym. Jestem trochę zaskoczony, bo to stały postulat liberałów.
Zostawiłbym dwie stawki PIT – 18 i 32. Za to wprowadziłbym liniowy VAT na poziomie 18–19 bez wyłączeń, ale z rekompensatą dla najuboższych. Najwięcej nadużyć jest właśnie na różnych stawkach VAT.
Nie słyszę też, jaki ma pan pomysł na system emerytalny.
Jestem współautorem raportu na ten temat. Zostawiamy ZUS i okrojone OFE, ale wprowadzamy powszechny trzeci filar. Dobrowolny, ale państwo intensywnie zachęca ludzi, żeby się w ten sposób ubezpieczali. Część składki mogłaby pochodzić z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych, a część płaciłby sam pracownik. W przypadku samozatrudnionych dostawaliby dopłatę od państwa. System byłby jeden dla wszystkich. Objęty nim byłby każdy reprezentant uprzywilejowanej w tej chwili grupy – rolnik czy górnik – który wchodzi na rynek pracy.
„Rzeczpospolita" od kilku tygodni postuluje zmianę konstytucji, w tym rozstrzygnięcie, kto w kraju rządzi: prezydent czy premier.
Jestem za systemem kanclerskim. Zmniejszenie liczby posłów do 200, do tego 100 senatorów w Senacie i ograniczenie kadencji do dwóch. Nie chodzi wyłącznie o oszczędności.
Chodzi o to, żebyśmy ich znali i żeby oni czuli, że patrzymy im na ręce. Jednomandatowe okręgi wyborcze?
Raczej system mieszany. Surowe JOW zniekształcają wynik wyborów, co widać w Wielkiej Brytanii. Jestem też zwolennikiem decentralizowania kraju i wzmocnienia roli samorządów. Powiaty nie są specjalnie potrzebne. Wystarczyłyby związki gmin. To też sposób na zmniejszenie armii urzędników.
Recepta na poprawę edukacji?
Rozwój szkół technicznych – nie wszyscy powinni iść na wyższe uczelnie. Mam też poważne zastrzeżenia co do idei gimnazjów. Zły wiek, za dużo egzaminów, same testy. Blokowanie inicjatywy i myślenia. Słyszałem argument w obronie gimnazjów – w razie ich likwidacji 100 tysięcy nauczycieli straciłoby pracę. To żaden argument. Szkoła dla nauczycieli czy nauczyciele dla szkoły? Co do sześciolatków – to już przesądzone i nie ma co zawracać tej reformy. Co do zasady wcześniejsza szkoła nie jest zła. Ale wdrożenie tej reformy było beznadziejne, co obserwowałem na przykładzie własnych dzieci.
Unika pan mówienia o sprawach światopoglądowych? Zostawia to pan starym partiom?
Mam swoje poglądy: odrzucam skrajności. In vitro powinno być dawno załatwione. Związki partnerskie tak, ale adopcja dzieci przez homoseksualistów – nie. Ale te kwestie to nie są dla mnie fundamentalne elementy programu.
Jeśli uda się panu wejść do Sejmu i rządu, będzie pan musiał zawierać kompromisy. Trudno będzie znaleźć w przyszłym Sejmie większość dla wielu z tych pomysłów.
To zależy od wyniku wyborów, a to trudno w tej chwili przewidzieć. Ja nie będę robić niczego wbrew sobie. Mogę pójść na kompromisy, ale nie na zgniłe kompromisy. Nie będę niczyją przystawką.
—rozmawiał Andrzej Stankiewicz
Sylwetka
Ryszard Petru, rocznik 1972, to jeden z najbardziej znanych polskich ekonomistów. Był doradcą Leszka Balcerowicza jako wicepremiera w rządach AWS-UW (1997–2000). Współtworzył reformę OFE z 1999 roku. W tym czasie należał do partii Balcerowicza – Unii Wolności. Po odejściu z polityki pracował w Banku Światowym, a potem był głównym ekonomistą w bankach BRE oraz PKO BP, a także partnerem w firmie doradczej PwC. Od 2011 r. kieruje Towarzystwem Ekonomistów Polskich. Poza książkami ekonomicznymi pisze także dla dzieci, np. „Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela".