Filip Memches: Kościół broni dzieci z in vitro

Z pewnością w toczącej się od wielu lat w Polsce debacie w sprawie in vitro padły słowa, które mogły zranić osoby poczęte tą metodą. Jedną z nich jest Agnieszka Ziółkowska.

Aktualizacja: 10.07.2015 15:22 Publikacja: 10.07.2015 15:10

Filip Memches: Kościół broni dzieci z in vitro

Foto: 123rf.com

Można ją zatem zrozumieć, że na portalu Krytyki Politycznej (Dziennik Opinii) opublikowała oskarżycielski w tonie tekst, w którym przeciwnikom in vitro przypisała najgorsze intencje.

Można tam przeczytać m.in.: „Wy wszyscy źli, kłamliwi ludzie, którzy przez swoje postępowanie, bardzo podobne do kampanii nienawiści i pogardy wobec osób homoseksualnych, przyłożyliście rękę do samobójstwa Dominika z Bieżunia [chodzi o czternastolatka zaszczutego z powodu swojego wyglądu przez rówieśników], pamiętajcie o tym, że my, dyskryminowani i upokarzani przez was, jesteśmy tu nadal, czytamy i słyszymy, i na pewno wam tego nie zapomnimy". A pod koniec: „Jeśli macie choć cień ludzkiej empatii, to pamiętajcie, że jeśli ktokolwiek będzie cierpiał i miał problem z tego powodu, że urodził się dzięki in vitro, to przez was. A jeśli dojdzie z tego powodu do tragedii – jak w Bieżuniu – to krew znów będzie na waszych rękach".

Problem polega jednak na tym, że niefortunne słowa, które mogły zranić takie osoby, jak Agnieszka Ziółkowska, nie usprawiedliwiają zaprezentowanej wyżej retoryki. Zwłaszcza że humanitaryzm zwolenników in vitro – upominanie się przez nich o godne traktowanie każdego człowieka, niezależnie od tego, w jaki sposób został on poczęty – jest niekonsekwentny.

Wybitny francuski genetyk, odkrywca etiologii zespołu Downa, Jérôme Lejeune stwierdził niegdyś: „Przyjęcie za pewnik faktu, że po zapłodnieniu powstała nowa istota ludzka, nie jest już sprawą upodobań czy opinii. Ludzka natura tej istoty od chwili poczęcia do starości nie jest metafizycznym twierdzeniem, z którym można się spierać, ale zwykłym faktem doświadczalnym".

A zatem od chwili poczęcia – także in vitro – mamy do czynienia z nową istotą ludzką. Jeśli jednak jest ona genetycznie upośledzona, na gruncie polskiego prawa rodzice mogą ją odrzucić i skazać na aborcję. Dobitnie mówi o tym Robertowi Mazurkowi w najnowszym Plusie Minusie (jutro w sprzedaży) , Patryk Jaki, poseł Zjednoczonej Prawicy i zarazem – w tym przypadku jest to bardziej ważne – ojciec dziecka z zespołem Downa: „Prof. Dębski, znany ginekolog, mówi, że życie ludzi z zespołem Downa to katorga, więc lepiej, by matki podjęły decyzję o usunięciu ciąży. Dla nas wszystkich, którzy wychowują takie dzieci, to potwarz. On obraża nie nas, ale nasze dzieci, które nie mogą zaprotestować. Brak mi słów. (...) Najgorsze jest to, że dzieci z zespołem Downa można usuwać na późnym etapie ciąży. Myśmy oglądali swe dziecko, gdy jeszcze można było w zgodzie z polskim prawem je abortować – Radek miał już bardzo wyraźne ręce, nogi, można było nawet wydrukować przybliżony obraz twarzy dziecka".

Bardzo łatwo jest szantażować emocjonalnie adwersarzy tragedią nastolatka samobójcy, jak to robi Agnieszka Ziółkowska. O tym dramacie przecież odpowiednio sugestywnie opowiadają wysokonakładowe gazety. Ale co z ludźmi w fazie embrionalnej – także tymi poczętymi in vitro – którzy z powodu swojego upośledzenia są na masową skalę abortowani?

Tego się właściwie nie pokazuje, to się odbywa – w dodatku w majestacie prawa – gdzieś na marginesie życia. I rok temu kiedy prof. Bogdan Chazan chciał, jak na lekarza przystało, ocalić takie dziecko – właśnie poczęte in vitro – aby, nawet stojąc w obliczu nieuchronnej śmierci z z racji poważnych wad genetycznych, mogło ono umrzeć godnie, został uznany przez postępowe gremia za pozbawionego empatii potwora, który wzdraga się przed szlachetną eutanazją.

Wychodzi więc na to, ze zwolennicy in vitro, którzy – jak pokazuje debata publiczna w Polsce – okazują się też zwolennikami prawa do aborcji, nie są żadnymi humanitarystami. Selekcjonują bowiem prenatalne życie ludzkie na takie, które należy bezwzględnie chronić i takie, które nie powinno podlegać bezwzględnej ochronie.

Kryterium jest proste: dziecko musi być przez rodziców „chciane". Jest więc ono zredukowane do kategorii przedmiotu, z którym do pewnego ustalonego arbitralnie momentu w okresie rozwoju prenatalnego, można robić, co się żywnie podoba. W obronie zaś owego „gorszego" życia, także – co trzeba mocno podkreślić – tego poczętego in vitro, występuje ten wstrętny Kościół katolicki – główny szwarccharakter tekstu Agnieszki Ziółkowskiej. Robił to w czasach okrytej dziś hańbą eugeniki, robi to i dzisiaj. I nie zmienią tego faktu niefortunne słowa, które padły z ust niektórych duchownych.

Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać