Reklama

Nie warto krzyczeć na hegemona

Gra z Berlinem.

Aktualizacja: 13.01.2016 23:19 Publikacja: 12.01.2016 17:46

Niemcy rządzone przez Angelę Merkel są hegemonem w UE - pisze Andrze Talaga

Niemcy rządzone przez Angelę Merkel są hegemonem w UE - pisze Andrze Talaga

Foto: AFP

Komisarze europejscy będą w środę dyskutować na temat Polski, wcześniej politycy unijni, głównie przewodniczący europarlamentu Martin Schulz i komisarz Guenther Oettinger, prześcigali się w sztorcowaniu rządu PiS. Wprawdzie rząd niemiecki odciął się od pomysłów nałożenia sankcji na Polskę, ale trudno zaprzeczyć, że najostrzejsza krytyka płynęła dotąd z ust Niemców, choć tylko tych na liście płac UE. W ten zawoalowany sposób hegemon Europy pokazuje nam jednak swoje niezadowolenie.

„Odszczeknięcie" się jest w tej sytuacji zrozumiałym odruchem emocjonalnym, ale jak świat światem dyplomacja krzyku nie przynosiła pożądanych rezultatów, chyba że była poparta siłą militarną. Wówczas wrzask budził strach i wymuszał ustępstwa, ale to akurat nie nasz przypadek.

Niemcy stały się niezaprzeczalnym hegemonem Unii Europejskiej poniekąd z konieczności, a dokładniej wskutek kryzysu zadłużeniowego południa kontynentu. To one zaproponowały rozwiązanie problemu i wprowadziły je w życie, przymuszając pozostałe kraje UE do zaakceptowania programu cięć wydatków budżetowych oraz oszczędzania w zamian za pomoc. Skoro powiedziało się „A", choćby z przymusu sytuacyjnego, łatwiej powiedzieć „B" – to kontrowersyjny pomysł podzielenia się uchodźcami w ramach UE. Następnie „C" – może być nim próba kontrolowania przemian w Polsce.

Niemcy najwyraźniej wiedzą lepiej, jak powinna wyglądać Europa, i przy politycznej, a przede wszystkim ekonomicznej, abdykacji Francji stały się dziś jedyną siłą zdolną do kierowania Unią i kształtowania jej przyszłości. Źle by się stało, gdyby naprawdę zaczęły postrzegać Polskę jako niewiarygodnego sojusznika.

Obecna UE bowiem to osobliwa koalicja zawodników wagi piórkowej (np. Węgry), lekkośredniej (np. Polska, Szwecja), kilku rosłych wprawdzie, ale obolałych rezerwowych (np. Hiszpania czy Włochy), odwracającego się plecami silnego sceptyka (Wielka Brytania) i gracza wagi superciężkiej (Niemcy), który w dodatku rozparł się pośrodku ringu i ani myśli się stamtąd ruszyć. W takiej sytuacji sama natura pcha go do pouczania innych.

Reklama
Reklama

Kiepskim pomysłem byłoby jednak budowanie koalicji „piórkowych" z „lekkimi", by zmitygować giganta (czytaj: odnowiona miłość polsko-węgierska). Gdyby nawet jakimś cudem Grupa Wyszehradzka, a więc obecnie najwięksi sceptycy wobec polityki niemieckiej, grała zawsze jako zwarta drużyna – co jest trudne do pomyślenia, a co dopiero do realizacji – to połączony potencjał tych państw, zarówno ekonomiczny (zsumowane PKB), jak i militarny (zsumowane budżety obronne), jest 3,5 razy mniejszy niż Niemiec.

W dodatku odwracanie się tyłem do Berlina w obliczu agresywnej polityki rosyjskiej byłoby dla Polski samobójcze. Szczególnie jeśli ma się na uwadze fakt, że Węgry, Słowacja i Czechy raczej sympatyzują z Moskwą, niż mają ją za wroga.

Innych chętnych do „antyniemieckiego" bloku z Polską na czele jakoś nie widać, brnąc w ewentualny konflikt polityczny z hegemonem Europy bylibyśmy więc sami.

Zwycięska rewolucja wymaga dwóch czynników: zdyscyplinowanych kadr (te PiS akurat ma; słabsze czy lepsze, ale ma) oraz sprzyjającej sytuacja międzynarodowej, a najlepiej załamania się dotychczasowych mocarstw. Tymczasem, mimo masowego napastowania kobiet na ulicach Kolonii, jakoś nie widać oznak zmierzchu Republiki Federalnej.

Nikt nie mówi, że mamy Niemcom ulegać i kłaniać się w pas, jesteśmy w końcu suwerennym państwem, ale pokrzykiwanie na nich jest złym pomysłem. Dobrze, że rząd PiS powstrzymuje tę pokusę.

Ciszej jedziesz, dalej będziesz – stare rosyjskie przysłowie pasuje tu jak ulał. Przecież Niemcy wielce korzystają na wymianie handlowej z Polską, ich przemysł ma u nas zaplecze półproduktów, a nasze państwo jest buforem chroniącym ich na Wschodzie. To wystarczające atuty, by skutecznie grać z Berlinem, ale po cichu, na dyskretnych dyplomatycznych salonach. Krzyczeć nietrudno, trudniej wykrzyczeć sukces.

Reklama
Reklama

Autor jest dyrektorem ds. strategii Warsaw Enterprise Institute i doradcą firm sektora zbrojeniowego

Zobacz także:

Co się dzieje między Polską a Niemcami?

Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Wydarzenia
Zrobiłem to dla żołnierzy
Reklama
Reklama