Politycy Prawa i Sprawiedliwości w ostatnich dniach testowali zmianę pojęciową, która może mieć bardzo dalekosiężne skutki. Przedmiotem eksperymentów stało się pojęcie... wolności.
W sobotę, 6 maja, gdy w Warszawie miał zacząć się organizowany przez opozycję Marsz Wolności, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zwołał w Szczecinie konferencję prasową. Najpierw zapewnił, że sam fakt, że opozycja w sposób nieskrępowany może przejść ulicami stolicy świadczy o tym, że nikt w Polsce wolności nie ogranicza.
Uczestniczyć w rozwoju kraju
Prezes PiS lubi podkreślać, że to Polska jest dziś oazą wolności na tle spętanego polityczną poprawnością Zachodu, a Polacy mogą się cieszyć wolnością właśnie dzięki rządom Prawa i Sprawiedliwości. Wypowiedział też bardzo znamienne słowa: – Wolnością jest poczucie, że żyje się w kraju, który się rozwija.
To deklaracja dość zaskakująca, można by ją jednak uznać za jakieś nieporozumienie, gdyby nie słowa, które kilka dni później wypowiedziała Beata Szydło, szefowa rządu powołanego przez PiS. Na konferencji, na której prezentowała dobre wyniki gospodarcze oraz rekordowo niskie bezrobocie, premier rozwinęła myśl Kaczyńskiego: – Właśnie na tym polega wolność – że ludzie mają pracę, mają dobre, godne wynagrodzenia, mogą decydować o swojej przyszłości, przyszłości swoich rodzin – to jest właśnie prawdziwa wolność – mówiła.
Sytuacja, w której dwóch najważniejszych polityków w obozie władzy stawia znak równości pomiędzy wolnością a dobrobytem oznacza, że nie możemy tutaj mówić o przypadku.