Bardziej realistyczni niż rząd

Stosunki polsko-amerykańskie oczami Francuza

Aktualizacja: 05.07.2017 23:42 Publikacja: 04.07.2017 19:13

Bardziej realistyczni niż rząd

Foto: AFP

W listopadzie zeszłego roku, jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA, napisałem na łamach „Więzi", że „Donald Trump i dzisiejsza wersja PiS mają ideologicznie wiele wspólnego. Widać u nich przejawy bezkompromisowości w sprawie aborcji, pogardy wobec kobiet, rasizmu i islamofobii. Dodatkowo uważają się za odnowicieli »wielkości« narodu, zniszczonej przez układy elit przeciw białemu, biednemu ludowi. Gospodarczo są też o wiele bardziej państwowi i antyliberalni, niż by na to wskazywały ich partyjne rodowody".

Potwierdzenie tej tezy znajdujemy nie tylko w decyzjach nowego lokatora Białego Domu – wymieńmy choćby zakaz wjazdu na terytorium USA obywateli siedmiu krajów tylko na podstawie ich narodowości czy wstrzymanie wsparcia finansowego dla organizacji pozarządowych udzielających informacji za granicą na temat aborcji, ale i w samych wypowiedziach prominentnych polityków obozu władzy w Polsce. Minister Antoni Macierewicz zauważył bowiem w niedawnym felietonie dla Radia Maryja, że „te same wartości przyświecają nowym rządom w USA i w Polsce".

Tłumy klakierów

Nic dziwnego w tym kontekście, że PiS bardzo się cieszy wizytą pary prezydenckiej USA w Warszawie i chce ją przyjąć z pompą. Z rozbrajającą szczerością minister Witold Waszczykowski przyznał, że „do administracji prezydenta Trumpa trafiły argumenty, że jego wizyta w zaprzyjaźnionym kraju, bez kontrmanifestacji, z radosnymi Polakami na ulicach, może mieć korzystne znaczenie dla jego polityki". Polskie władze najwyraźniej zamierzają dotrzymać obietnicy i PiS już szykuje autokary i plakaty, by zapewnić 6 lipca na placu Krasińskich tłum klakierów.

Zostawiam Polakom ewentualne porównania historyczne z przyjęciami wielkich dygnitarzy „zaprzyjaźnionych krajów", żeby nie powiedzieć „bratnich republik". Mnie jako Francuzowi takie komitety powitalne bardziej kojarzą się z wizytami francuskich prezydentów w byłych koloniach w Afryce, gdzie „zaprzyjaźnieni" rządzący zazwyczaj zwabiają wiwatujące tłumy perspektywą wielkiej biesiady. Skądinąd to drugie porównanie być może nie jest takie egzotyczne, skoro zarówno minister Waszczykowski, jak i jego poprzednik Radosław Sikorski określili słowem „murzyńskości" stosunek Polski do USA.

Dysonans

Przypomnijmy, że najpoważniejszym kandydatem na pierwszą wizytę bilateralną Donalda Trumpa w Europie była Wielka Brytania. Premier May była przecież pierwszym zagranicznym przywódcą, który został przyjęty przez nowego prezydenta tydzień po jego zaprzysiężeniu. W Waszyngtonie premier Theresa May złożyła oficjalne zaproszenie na „wizytę państwową", czyli wizytę najwyższej rangi w protokole dyplomatycznym, często wiążącą się ze spotkaniem z królową oraz przemówieniem w Parlamencie.

Ale brytyjskie społeczeństwo obywatelskie, zniesmaczone „mizoginią i wulgarnością" Trumpa, zebrało 1,8 miliona podpisów w celu obniżenia rangi spotkania do wizyty prezydenckiej bez spotkania z królową, które mogłoby wprawić ją w „zakłopotanie". Dodatkowo, koalicja „Stop Trump" wprowadziła na ulice kilkanaście tysięcy ludzi wyrażających sprzeciw na przyjazd prezydenta USA.

W Polsce na wiadomość o wizycie Trumpa nikt nie zaprotestował, a nawet liderzy partii opozycyjnych nazywali ją „sukcesem". Błędem byłoby jednak wywnioskować z braku negatywnych reakcji Polaków, że masowo popierają nowego prezydenta USA, wręcz przeciwnie. Jak pisał Jędrzej Bielecki, cytując wyniki badania Pew Research Center, 57 proc. zapytanych Polaków nie zgadza się z twierdzeniem, że „prezydent USA robi to, co właściwe w sprawach międzynarodowych", a tylko 23 proc. się zgadza.

Wprawdzie jest to jeden z najwyższych wyników pośród państw UE, ale wciąż jest bardzo niski. Jednocześnie nieufność większości Polaków w stosunku do nowego prezydenta USA nie wpływa na pozytywny wizerunek kraju (73 proc. ma taką ocenę) lub jego mieszkańców (74 proc., co czyni Polaków największymi amerykanofilami w UE). Tylko w zakresie wartości postawa Polaków jest nieco chłodniejsza, bo aż 43 proc. zbadanych negatywnie ocenia „rozpowszechnianie w Polsce amerykańskich idei i obyczajów", przy 44 proc. pozytywnych opinii.

Z punktu widzenia politycznego, najważniejszym wnioskiem z badania Pew jest to, że dokładnie 50 proc. zapytanych Polaków nie spodziewa się zmian w najbliższych latach w relacjach na linii Warszawa–Waszyngton po zwycięstwie Trumpa. Warto tu zauważyć, że ten wynik jest prawie równy średniej europejskiej. Jak można go interpretować?

Wielu Polaków jest przekonanych – nie do końca bez racji – że ciągłość państwa, administracji i interesów narodowych USA jest na tyle silna, iż nawet burzliwa osobowość nowego lokatora Białego Domu raczej nie wywróci amerykańskiej polityki do góry nogami. Z tego samego powodu, mało kto wierzy w to, że Polska może stać się strategicznym partnerem USA w Europie, wbrew wypowiedziom polityków PiS, ale i przed nimi z PO (Bogdan Klich, Radosław Sikorski).

Dysonans ten między opinią publiczną a rządzącymi już obserwowano w 2003 r., kiedy władze postanowiły wziąć udział u boku Amerykanów w inwazji Iraku, mimo że przeciw tej interwencji stanęło dwie trzecie Polaków. Zresztą dalszy ciąg historii potwierdził racje zwykłych ludzi, bo oprócz pochwalnych słów ówczesnego sekretarza ds. obrony Donalda Rumsfelda o „Nowej Europie", Polska niewiele wskórała ze swej pomocy, a straciła 22 żołnierzy.

51. stan USA

Pewnie nie mylił się minister Waszczykowski, kiedy obiecał ekipie prezydenta Trumpa, że jego ewentualna wizyta odbyłaby się „bez kontrmanifestacji". Ale na spontaniczne demonstracje sympatii „radosnych Polaków na ulicach" nie ma co liczyć, co władze już zrozumiały podczas tegorocznych uroczystości powitania amerykańskich żołnierzy.

Rządom nad Wisłą, podobnie jak nad Tamizą, marzy się lud, który pomoże im przekonać Amerykanów do zakotwiczenia się w Europie bądź do utworzenia po naszej stronie Atlantyku 51. stanu. Ale zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce, zwykli ludzie wykazują więcej rozumu i przywiązania do własnych wartości niż rządzący. ©?

Autor jest dziennikarzem francuskojęzycznego internetowego magazynu o aktualnościach z Polski „Le Courrier de Pologne".

W listopadzie zeszłego roku, jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA, napisałem na łamach „Więzi", że „Donald Trump i dzisiejsza wersja PiS mają ideologicznie wiele wspólnego. Widać u nich przejawy bezkompromisowości w sprawie aborcji, pogardy wobec kobiet, rasizmu i islamofobii. Dodatkowo uważają się za odnowicieli »wielkości« narodu, zniszczonej przez układy elit przeciw białemu, biednemu ludowi. Gospodarczo są też o wiele bardziej państwowi i antyliberalni, niż by na to wskazywały ich partyjne rodowody".

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej