Literówki niekiedy są nawet zabawne: „Jeden gorsz to jeden grosz", ale te niedostatki formy nie są w stanie przyćmić treści.

Ta jest pasjonująca w swojej heterodoksyjności. Może jednak wydawca wcale nie oszczędził na korekcie, tylko rewolucyjne propozycje ekonomisty z Uniwersytetu Warszawskiego onieśmieliły grono korektorskie? Skoro powszechnie akceptowane w ekonomii paradygmaty są fałszywe, to może i reguły gramatyki też są podważalne? Polityka pieniężna, która jest tematem książki prof. Sopoćki, ma w ekonomii wyjątkowy status. Od kilku dekad panuje przekonanie, że banki centralne, które tę politykę prowadzą, muszą być w pełni niezależne od innych organów administracji. Chodzi o to, aby skala emisji pieniądza nie była podyktowana potrzebami rządu, czyli polityków, którzy mogliby próbować kupić sobie głosy w kolejnych wyborach. Groziłoby to bowiem wysoką, destabilizującą gospodarkę inflacją. Dziś niezależność banków centralnych często stanowi knebel dla rewizjonistów uważających, że ramy polityki pieniężnej można zmienić.

Tymczasem takim rewizjonistą okazuje się właśnie prof. Sopoćko. Proponuje, żeby przywrócić bezpośrednie zasilanie budżetu państwa z banku centralnego. Byłaby to dodatkowa – obok zapotrzebowania gospodarki – determinanta podaży pieniądza. Ta zmiana miałaby być remedium na niedostatek popytu, z którym według autora i wielu innych ekonomistów zmaga się dziś światowa gospodarka. Przy wciąż rosnących w skali globu zdolnościach wytwórczych stagnacja popytu musi skutkować wysokim bezrobociem.

Od kilku lat tę lukę popytową (różnice między produkcją potencjalną a rzeczywistą) próbują zasypywać rządy. Ale wzrost wydatków muszą finansować albo kredytem, albo podwyżkami podatków – a te źródła nie są niewyczerpane. Linia argumentacji byłego wiceprezesa Giełdy Papierów w kilku przynajmniej punktach wydaje się łatwa do naderwania. Ale w tym wypadku urok odważnej konstrukcji intelektualnej jest ważniejszy niż jej prawdziwość.

Tym bardziej że prof. Sopoćko poświęca dużo miejsca historii pieniądza, pokazując, że w tej dziedzinie żadnych prawd objawionych nie ma. Obowiązujące dziś dogmaty, choć wydają się niewzruszone, są świeżej daty.