Powszechnie wiadomo, że koty chodzą własnymi ścieżkami i spadają na cztery łapy. Głęboko w to wierzył jeden z prokuratorów z centralnej Polski. Tę wiarę łączył z przekonaniem, że nie po to ustawodawca zwykle staje w obronie bezdomnych zwierząt, by on mógł próżnować.
Jednak najpierw sprawą bezdomnych kotów zajęli się gminni radni i wójt, potem prokuratorzy i wreszcie sędziowie administracyjni. Ich doświadczenie i wiedza nabyte w trakcie podejmowanych działań mogą być przydatne dla szerszego grona osób urzędowo i zawodowo zaangażowanych w troskę o dobrostan jeszcze nie udomowionych zwierząt, które bywają głodne i tym samym niebezpieczne. Dlatego też o tym piszemy, choć sprawa wydaje się, że jest dość błaha. Wiąże się jednak z działalnością prawotwórczą - mianowicie z treścią uchwał przyjmowanych przez samorządowców gminnych i tych z wyższego szczebla. Chodzi więc o prawo miejscowe. A to już nie byle co.