W ostatni piątek Lufthansa i Austrian zawróciły swoje rejsy do Teheranu odpowiednio z Frankfurtu i Wiednia. Samolot Austrian wylądował w Sofii i stamtąd po postoju wrócił do Austrii. Jako powód tej decyzji Grupa LH, do której należy także Austrian, podała niejasną sytuację w kwestiach bezpieczeństwa w przestrzeni powietrznej wokół lotniska w Teheranie.
Czytaj także: Lufthansą do Iraku? Proszę bardzo. Teheran nadal zamknięty
Ale obydwie linie nadal latają do Iraku i trudno sądzić, że robią to dla pieniędzy, bo na stronach obu przewoźników nawet na najbliższy poniedziałek można było kupić bilety nawet na poniedziałek, 13 stycznia - z Warszawy do Erbilu z przesiadką we Frankfurcie albo Wiedniu. Podróż z powrotem 20 stycznia (LH lata tam 2 razy w tygodniu, Austrian codziennie) kosztuje ok 2,5 tys. złotych. Czyli tyle, co kupowane w ostatniej chwili rejsy po Europie. Przy tym do Iraku z europejskich linii latają nie tylko LH i Austria, ale również Aerofłot i Turkish Airlines, tyle że ich bilety są droższe. Ci przewoźnicy są wyjątkiem wśród linii europejskich, które odwołały nie tylko rejsy do Iranu i Iraku, ale nawet przeloty nad terytorium tych krajów. Powodem jest konflikt irańsko-amerykański, ale przede wszystkim fakt zestrzelenia przez Irańczyków Boeinga należącego do Ukraine International Airlines wkrótce po jego starcie z lotniska im. Imama Chomeiniego w Teheranie.
Irańczycy przez kilka dni nie przyznawali się, że wzięli ukraińskiego Boeinga za samolot wojskowy, zrobili to w ostatnią sobotę, ale już w ostatni piątek było coraz więcej dowodów świadczących o błędzie Irańczyków. Wtedy właśnie Lufthansa i Austrian zdecydowały się odwołać swoje rejsy do Teheranu. Omijanie irańskiej, ale i irackiej przestrzeni powietrznej zaleciła również Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA). To zalecenie dotyczy wszystkich lotów, które przebiegają na wysokości mniejszej, niż 7,62 km. EASA nie ukrywa, że powodem tej decyzji jest zestrzelenie samolotu UIA w efekcie czego zginęło 176 pasażerów i członków załogi.