Rudolph Erasmus pracuje w Republice Południowej Afryki dla prywatnego przewoźnika i pilotuje małe maszyny Beechcraft Baron 58. Tego dnia wykonywał rejs z Bloemfontein do Pretorii i miał na pokładzie 4 pasażerów. Samolot znajdował się na wysokości 3,3 kilometra, kiedy poczuł, że „coś” dotknęło jego stopy. — Spojrzałem w lewo w dół. Myślałem, że to przeturlała się butelka z wodą i zamarłem. Powoli przesuwał się tamtędy wąż, który ostatecznie ulokował się pod moim fotelem. Zobaczyłem jego głowę. To była kobra, jeden z najbardziej jadowitych gadów na świecie. Będę brutalnie szczery, jej widok mnie zmroził. Przez chwilę zastanawiałem się co mam zrobić. To było tak, jakby mój mózg przestał rejestrować to, co się dzieje — relacjonował później Rudolph Erasmus stacji radiowej NPR.  Jeśli osoba ukąszona przez kobrę nie otrzyma pomocy lekarskie w ciągu pół godziny od wypadku, nie ma dla niej ratunku.

W tej sytuacji najlepszym wyjściem wydawało mi się jak najszybsze awaryjne lądowanie na lotnisku Welkom, które znajdowało się na trasie przelotu. O przyczynie nieplanowanego lądowania poinformował pasażerów. — Musiałem to zrobić, bo gdyby wąż podpełzł do nich, wpadliby w panikę. Powiedziałem : mamy węża na pokładzie. Ulokował się pod moim fotelem. Będę więc próbował wylądować i proszę, żebyście wtedy wyszli z samolotu tak szybko jak to tylko jest możliwe. Mówiłem to wszystko tak spokojnie jak tylko potrafię — opowiadał pilot.

Jaka była reakcja na taki nieprzewidziany komunikat? — Kompletna cisza. Wszystkich na chwilę zmroziło. Gdyby na podłogę spadła igła, z pewnością byśmy to usłyszeli — relacjonował Erasmus. Ostatecznie cały incydent zakończył się bez kolejnych niespodzianek, a pasażerowie dolecieli do Pretorii z niewielkim opóźnieniem. Tyle, że już inną maszyną. Beechcraft został w Welkom a mechanicy nadal szukają ukrytego w nim węża.

Okazało się także, że znalezienie kobry na pokładzie nie powinno być całkowitym zaskoczeniem, bo zanim samolot wystartował, dwie osoby z obsługi widziały ją zwiniętą w cieniu samolotu, który za chwilę miał startować. Próbowano go wypłoszyć, ale kobra w tajemniczy sposób zniknęła. Okazuje się, że znalazła schronienie w samolocie.

Sam Rudolph Erasmus nie ukrywał, że wiedział o tym incydencie i na wszelki wypadek przed startem dokładnie sprawdził samolot, ale nie znalazł pasażera na gapę.