Osiemnaście lat po sukcesie „Pretty Woman” aktorka żartuje z pomysłu nakręcenia sequela. – Kto by chciał oglądać czterdziestoparoletnią dziewczynę do towarzystwa? – śmieje się. Kokieteria. Publiczność chciała i chce oglądać każdą jej rolę. Dlaczego? Bo to Julia Roberts! – Jestem zwykłą osobą, która wykonuje niezwykły zawód – mówi o sobie skromnie.W życiu prywatnym czasami przypomina bohaterki swoich filmów: „Pretty Woman”, „Ulubieńcy Ameryki”, „Uciekająca panna młoda”... W 2001 roku dostała Oscara za rewelacyjną rolę Erin Brockovich, postaci rzeczywistej – samotnej matki, która zmusza korporację do wypłaty odszkodowania ofiarom chorób spowodowanych zatruciem środowiska. Dziś Julia sama jest matką trójki dzieci.
Urodziła się 41 lat temu w Smyrnie, w stanie Georgia. Jej rodzice uwielbiali kino i tę fascynację przekazali dzieciom. Ojciec zarabiał na życie, sprzedając odkurzacze, matka próbowała sił jako aktorka. Kłopoty finansowe przyczyniły się do rozpadu rodziny, gdy Julia miała zaledwie cztery lata.
Początkowo nikt nie przypuszczał, że z klanu Robertsów to ona osiągnie najwięcej. – Miałam wielkie usta, nosiłam okulary, w szkole byłam pośmiewiskiem – wspomina gwiazda.
Najpierw chciała zostać weterynarzem, rozważała też podjęcie studiów dziennikarskich, ale hollywoodzki sukces brata Erica zachęcił ją do zmiany planów. Początki nie były obiecujące: bezskutecznie próbowała dostać się do obsady kilku oper mydlanych, m.in. „Santa Barbara”. Wystąpiła w pojedynczych odcinkach „Crime Story” i „Miami Vice”. U boku Erica pojawiła się w „Blood Red”. Co ciekawe, to jedyny wspólny film rodzeństwa. Żeby się utrzymać, pracowała jako ekspedientka w markowych butikach. I cierpliwie czekała. W 1988 r. zagrała w filmach „Mystic Pizza” i „Satisfaction”. Rok później dostała rolę w głośnych „Stalowych magnoliach” – zdobyła pierwszą nominację do Oscara.
Potem była „Pretty Woman” (1990) i kolejna Oscarowa nominacja. Chociaż publiczność zawsze najchętniej widziała ją w komediach romantycznych, takich jak „Mój chłopak się żeni” czy „Notting Hill”, Julii udało się uniknąć zaszufladkowania. – Żeby być dobrą aktorką, muszę próbować różnych ról – mówi. – Ludzie prędko by się mną znudzili, gdybym grała w kółko to samo.