Reżyser Marcin Koszałka interpretuje w swoim przejmującym filmie czwarte przykazanie – czcij ojca swego i matkę swoją. Bohater filmu, lekarz psychiatra, nie prowadzi samodzielnego życia.
Mieszka z matką. W jej obecności wyznaje przed kamerą, że ostatnie 25 lat żył w celibacie, nienawidząc i nie akceptując swojego ciała. Jakiś czas temu poznał Ewę, kobietę, która obudziła w nim na powrót mężczyznę. Ale matka bez ceregieli okazuje swoje niezadowolenie.
– To jest ciućma, rozumiesz?! – peroruje zdenerwowana. – Ma średnie wykształcenie pielęgniarki, a jej iloraz inteligencji jest taki jak temperatura pokojowa. A czy ty widzisz, jak się cofnąłeś intelektualnie przy niej? Nie miej bielma na oczach! I nie rób z siebie taksówkarza wozidupka! Dlaczego ty jej córce zafundowałeś suknię ślubną?! Stałeś się moim wrogiem, rozumiesz?! Niszczysz mnie! Wdeptujesz mnie w ziemię!I płacze, nie ustając w szantażowaniu syna i wmawianiu mu, że nie tylko jej nie szanuje, ale zapewne chce też, by umarła.
Ich życie toczy się harmonijnie, gdy Jacek maluje (głównie postaci cierpiącego Chrystusa), słucha muzyki klasycznej i gdy rozmawiają na tematy, w których nie pojawia się wątek Ewy. Kiedy idą na cmentarz odwiedzić grób ojca, zmarłego na depresję przed dwoma laty, matka odzyskuje dobry humor. Jacek odważa się zaproponować, by sama spędzała więcej czasu. – Spadłby mi ogromny ciężar – tłumaczy syn. – To jak odwyk, wzajemne uzależnienie.Obiecują sobie, że nie będą się kłócić i... Jacek przytula się do mamusi jak mały chłopiec, który otrzymał rozgrzeszenie za ciemne sprawki. Bez przyzwolenia matki trudno mu żyć samodzielnie. – Wielką nadzieję widzę w Panu Bogu, po prostu – mówi potem zrezygnowany.
Aż trudno uwierzyć, że lekarz psychiatra, znający mechanizmy uzależnienia i pomagający wyleczyć się z nich swoim pacjentom – sam nie potrafi sobie pomóc. Na pokazie w czasie Krakowskiego Festiwalu Filmowego bohater dokumentu pojawił się ze swoją partnerką. Pytano go, dlaczego, będąc psychiatrą, zdecydował się na totalne obnażenie siebie. Wyjaśnił, że potraktował to jako terapię.