W finale powinni się spotkać piosenkarka Doda i polityk Palikot. Powinni, ale się nie spotkają. Dlaczego? Bo to fizycznie niemożliwe. Już wyjaśniam. Doda w imię prawdy i tylko prawdy pozwała „Super Express”, który zamieścił jej zdjęcie, na którym widać. Widać, że poszła na jakąś tam galę bez bielizny. Doda zapiera się, że majteczki były na miejscu i zostały usunięte komputerowo.
O dziwo, sąd utajnił część procesu, gdy „będą roztrząsane kwestie intymne”. Sąd chyba nie zna Dody, skoro wydaje mu się, że jej intymne kwestie są jeszcze dla kogokolwiek tajemnicą. Ale przejdźmy do drugiego finalisty – Janusza Palikota. Ten z kolei ubzdurał sobie, że Jarosław Kaczyński powinien być kobietą. Być może doszedł do wniosku, że kobiety łatwiej mu się obraża. Przypomnijmy jednak, że kiedy poseł PO chciał przebadać prezydenta, skutek był taki, że w końcu sam się przebadał.
Czy teraz też pójdzie za ciosem i przerobi się na Janulkę? Sądzę, że dla kariery byłby w stanie, ale nie może. Całą prawdę o Dodzie i Palikocie poznamy w finale „Momentu prawdy”. Otóż w kulminacyjnym punkcie programu, niczym w finale „Tootsie”, Palikot ściągnie maskę, spod której wyłoni się twarz Dody i jej charakterystyczny śmiech, który porusza przedmioty. Ale okaże się, że i to jest maska. Gdy Doda ją ściągnie, znów pojawi się Palikot.
Za chwilę jednak i on zdejmie maskę, a widzowie znowu ujrzą Dodę... Bukmacherzy zaczną przyjmować zakłady, czyja twarz ukaże się na końcu, a Poczta Polska wypuści serię znaczków „Potylica w polityce”. Nie wierzycie państwo? Mnie też nie chciało się wierzyć, że Doda i Palikot to jedna i ta sama osoba. Ale przypomnijcie sobie, kto rzucił się całować Tuska? Doda. A kto wyjął na konferencji wibrator? Palikot.
To były jedyne momenty, gdy Palidodzie pomyliły się maski. Jak wygląda bez nich? Pamiętacie państwo film „Gremliny rozrabiają”? To ten, który najbardziej rozrabiał.