Zarzucano mi, że tematami moich sztuk są zawsze jakieś świństwa, erotomania, filozofia i tym podobne rzeczy, a nie ma w nich miłości, poświęcenia, dobrych uczynków, wzniosłych uniesień itp. Szlachetność i nieszlachetność życiowa nie ma nic wspólnego ze Sztuką” – pisał w przedmowie do dramatu „Metafizyka dwugłowego cielęcia”. I dodawał z właściwą sobie nonszalancją: „Komu się treść życiowa (nieistotna) moich sztuk nie podoba, ten może ich nie czytać lub na ewentualne przedstawienia nie chodzić. Kto zrozumie je formalnie, dozna innych wrażeń i nic go obchodzić nie będzie, czy w sztukach tych ludzie czy zwierzęta poświęcają się jedne dla drugich, czy też się wzajemnie bez powodu mordują”.
Tych, którzy źle oceniali jego dramaturgię lub prozę, w wielu tekstach nazywał „idiotami”, „debilami” i „kretynami”. Czuł się nierozumiany przez współczesnych, ale i dziś niewielu mamy w Polsce reżyserów, którzy potrafią jego sztuki z sukcesem wystawić na scenie. Przeważają inscenizacje płytkie, „udziwnione”, mimo że sam Witkacy przestrzegał przed takim traktowaniem jego dramatów. „Gdyby jednak jaki dyrektor zdecydował się na wystawienie – pisał – prosiłbym panów reżyserów i artystów: a/o możliwie nieuczuciowe, retoryczne wypowiadanie zdań; b/o możliwie najszaleńcze tempo gry; c/o możliwie ścisłe zachowanie moich reżyserskich wskazówek; d/niestaranie się o zrobienie czegoś dziwniejszego niż jest w tekście przez kombinacje dekoracyjno-nastrojowo-bebechowe i nienormalny sposób wypowiadania; e/o minimalne skreślenia”.
Wydaje się, że wierny tym zasadom pozostał Andrzej Kotkowski, realizując w 1984 roku film kinowy „W starym dworku, czyli niepodległość trójkątów”, łączący wątki dwóch dramatów Witkacego. Kapitalne role Gustawa Holoubka, Jerzego Bończaka, Zdzisława Wardejna plus spotkanie na planie dwóch dam polskiego filmu: Beaty Tyszkiewicz i Grażyny Szapołowskiej, dało efekt co najmniej interesujący. W przypadku filmowych adaptacji Witkacego to bardzo dużo.
TVP Kultura pokaże także dwa dokumenty: Grzegorza Dubowskiego „Stanisław Ignacy Witkiewicz – Witkacy” (1968) i Tomasza Pobóg-Malinowskiego „Ja już bym dawno był gieroj” (1980). Oba skonstruowano na podobnej zasadzie: jest bogaty zbiór archiwalnych zdjęć (niektóre naprawdę unikalne), a w tle fragmenty listów, prozy i sztuk bohatera. Zwłaszcza w drugim obrazie portret Witkacego, dzięki korespondencji jego rodziców, rysuje się ciekawie już od pierwszych lat życia. Kilkuletni Staś był zachwycony malarstwem, muzyką i pisaniem. „Okropnie się interesuje wszystkim, co jest w formie dialogu” – pisał ojciec przyszłego pisarza, a synowi tłumaczył: „Jak kształcisz swoją zdolność malarską, tak kształć swoją zdolność współodczuwania, czynienia dobrze innym”.
I właśnie współodczuwaniu Witkacego poświęcony jest film animowany Kazimierza Urbańskiego „Witkacego wywoływanie duchów” (1989). Fabuła jest prosta: artysta rozpoczyna seans spirytystyczny w swojej pracowni na Antałówce. Nachodzą go wizje z przeszłości (rozbiory) i przyszłości (pakt Stalina z Hitlerem, wojna, obozy koncentracyjne). Forma już tak prosta nie jest, autor animacji wykorzystuje wiele zdjęć archiwalnych, ale wzbogaca je o rysunki, wycinki z gazet. Ogląda się to niełatwo, rzecz trwa jednak kilkanaście minut i jako próba zmierzenia się reżysera z Witkacym wydaje się intrygująca.