Jeździ na Kaszuby i do Trójmiasta, bo – jak mówi – jest człowiekiem zewsząd. – Etat zaproponował mi Zbigniew Rybka rok po dyplomie. Teatr się rozwija i cieszę się, że mogę dużo grać – dodaje. – Ostatnio widownia jest wypełniona po brzegi, co nie zawsze zdarza się nawet w znanych warszawskich teatrach. Mamy prężny, młody zespół, do którego wciąż dołączają nowi ludzie. W repertuarze pojawiają się nowe sztuki jak „2084” Michała Siegoczyńskiego i „Królowe Brytanii” Przemysława Wojcieszka. Ale wystawiamy wszystko: komedie, klasykę dramatu i musicale. Tak musi być, bo jesteśmy jedynym teatrem w mieście.
Widzowie mogą oglądać Wojciecha Wachudę m.in. w „Iwonie, księżniczce Burgunda”, „Carmen Latinie”, „Królowych Brytanii”, „Piaf”, „Hiobie” i „Skrzypku na dachu”.
Jego pasją poza teatrem jest muzyka. – Podczas pracy nad spektaklem „Romeo i Julia”, który w Radomiu reżyserowała Katarzyna Deszcz, spotkałem się z Grzegorzem Turnauem. Razem pracowaliśmy nad sonetami Szekspira – mówi.
Czy po spektaklach fanki proszą o autografy?
– Zdarza się, mimo że niewielu z nas występuje w telewizji – przyznaje.