Rafała Rutkowskiego, aktora Montowni, jak sam mówi o sobie, roznosi nieustanne ADHD. Wyjście ewakuacyjne z tego niepokojącego stanu najwyraźniej znalazł, realizując kolejne one man show wystawiane w tej chwili już w kilku miejscach w Warszawie.
Okazuje się, że ta forma idealnie służy rozbrajaniu niezliczonych polskich kompleksów. W „To nie jest kraj dla wielkich ludzi", przygotowanym z Michałem Walczakiem na Chłodnej 25, Rutkowski podtykał publiczności pod nos politycznie niepoprawny portret zbiorowy sfrustrowanych Polaków, upajających się minimalną władzą nad innymi. Wcielał się w galerię postaci – od upiornej pani przedszkolanki po zblazowanego krytyka.
W „Ojcu polskim" na scenie Polonii obaj panowie przerabiali tytułowego bohatera na upupionego przez współczesne metody wychowawcze tatusia bezradnego wobec nowych obowiązków. Przyszedł czas na jeszcze trudniejszy temat. Nad „Seksem polskim" w Studiu Buffo Rutkowski pracował z Maciejem Łubieńskim, dziennikarzem i historykiem, odkryciem wieczoru „Stand up, stolyca!" na Chłodnej 25, gdzie w sposób bezwzględny przeanalizował tekst piosenki „Warszawa" T.Love.
Zgrane stereotypy
Bezwzględnie prześmiewczy są Rutkowski z Łubieńskim wobec seksu po polsku, bo najlepiej z nim – według nich – nie jest. Tapla się notorycznie w historii i dramacie, a rozwój utrudniały mu trudne warunki lokalowe w czasie PRL.
Podryw wychodzi dopiero po paru „drinkach" w postaci setek czystej wódki, a podstawowym gadżetem życia seksualnego pozostają nieodłączne skarpety. Nawet gdyby Polak chciał zaszaleć z artykułami spożywczymi wzorem bohaterów „Dziewięć i pół tygodnia", w lodówce znajdzie prędzej pasztetową, gołąbki i śledzia niż wyrafinowane kulinarnie afrodyzjaki. Jest przaśnie i smutnawo. Nawet Adam Małysz, przelatujący z gracją kolejne skocznie, nie pomoże. Czy pomaga Rafał Rutkowski? Też nie do końca.