W „Uchu Prezesa" główny bohater radzi: „Nigdy nie przepraszaj (...) A jak przeprosisz – obraź jeszcze raz, bo przeprosiny to znak, że się pomyliłeś".
Nawiązuję do programu satyrycznego, pisząc o teatrze, dlatego że poziom absurdu w organizacji, a raczej dezorganizacji życia scen polskich zaczyna przypominać zamieszanie w szpitalu wariatów. Jednocześnie pamiętam, że Piotrowi Glińskiemu, wicepremierowi i ministrowi kultury, w przeciwieństwie do postaci kreowanej przez Artura Górskiego, zdarzało się wycofać ze złej decyzji.
Rząd ma mandat społeczny. Jak się okazało, nie posiada jednak odpowiednich kadr i wiele „dobrych zmian" personalnych ma złe skutki. Środowisko teatralne ma nieocenioną – jak się okazuje – wiedzę praktyczną, bywa jednak przez władzę lekceważone. Bez dialogu i pokory obu stron polskiemu teatrowi grozi klincz i katastrofa. Na razie, tak jak w „Weselu" Jana Klaty, „Każden ogień swój zapala, każden swoją świętość święci".
Najpilniejszej reakcji wymaga kwestia Narodowego Starego Teatru. Jest to konieczne, ponieważ deklaracje konkursowe, na podstawie których został wyłoniony przez wicepremiera Glińskiego obecny dyrektor naczelny Marek Mikos, nie zostały dotrzymane. Wraz z Mikosem miał pokierować artystycznie legendarną sceną mało znany w Polsce Michał Gieleta. Po rozstrzygnięciu konkursu został przez Mikosa spostponowany i odwołany. Gieletę zastąpił Jan Polewka. Artyści wymieniani przez Mikosa jako potencjalni współpracownicy dementują zapowiedzi współpracy. Gildia Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych wprost ogłosiła bojkot Starego Teatru, a są w niej najwybitniejsi polscy artyści z Krystianem Lupą na czele. Słynąca z cierpliwości i życzliwości Anna Dymna po wystąpieniu programowym Mikosa stwierdziła, że nie wie, co dyrektor chciał powiedzieć, i poprosiła o konkrety.
Perspektywy są następujące: repertuar Starego jest ułożony przez poprzedniego dyrektora Jana Klatę do grudnia, a kiedy z końcem roku odejdzie część aktorów, którzy solidaryzują się z Klatą i nie chcą pracować z Mikosem, krakowski teatr będzie miał do dyspozycji kalekie spektakle z niepełnymi obsadami. Nikt jeszcze takich nie wstawiał na afisz, co dopiero na scenę, i trudno sądzić, by Mikos dokonał w tej kwestii znaczącego przełomu. A gdy nie będzie premier, Stary zacznie iść na dno, tak jak współprowadzony przez MKiDN Teatr Polski we Wrocławiu po wyborze oprotestowanego przez środowisko Cezarego Morawskiego. Frekwencja mu spada, rośnie za to dług liczony obecnie na 2 mln zł. Teatr ten wypadł ze światowej superligi.