– Jestem przerażony rozmiarami tragedii. Klnę się na Boga: ludzie śpią wprost pod drzewami, mimo że nocami wszystko zamarza – powiedział amerykańskim dziennikarzom w ósmym roku wojny w Syrii miejscowy lekarz Shaker al-Humeido.
Ucieczka ludności zaczęła się nie później niż 12 grudnia, mimo że syryjska armia rządowa formalnie poinformowała dopiero tydzień później o rozpoczęciu ataku. Jednak przed wyruszeniem piechoty rejon był ostrzeliwany z artylerii i bombardowany zarówno przez Syryjczyków, jak i wspierających ich Rosjan.
Deszcz pomaga
W atakowanej prowincji znajduje się około trzech milionów ludzi. Ponad 40 proc. z nich już co najmniej raz uciekała przed rządowymi oddziałami, pochodzą bowiem z prowincji i enklaw, które zajęły one wcześniej. Właśnie Ildib był miejscem, do którego wywożono stamtąd cywilów.
Teraz mieszkańcy uciekają głównie na północ, ale też do prowincji Aleppo już opanowanej przez wojska Baszara Asada. Jednakże w Idlibie od października zdrożała benzyna, wielu nie stać na jej kupno. Ponadto większość dróg jest bombardowana. Mimo to miejscowości leżące na południe od miasta na trasie armii rządowej praktycznie opustoszały.
Sama piechota Asada utknęła jednak w poniedziałek z powodu ulewnych deszczy. Dowództwo syryjskiej armii poinformowało o przerwaniu „operacji ofensywnych ze względu na warunki pogodowe”. Cały czas jednak strzelają rządowe „katiusze” i ciężka artyleria – broń niezbyt celna, za to niszcząca wszystko na znacznym obszarze.