Zapytany, jak – biorąc pod uwagę historię swoich dziadków – uzasadni drastyczne cięcia w liczbie uchodźców wpuszczanych do USA, odpowiedział, że „te liczby nie mają znaczenia”. – W obliczu ogromu problemu, jaki mamy, robimy, co możemy, by uchodźcy mogli wrócić do krajów pochodzenia – powiedział.
Niczego nie dokonał
W pierwszej fazie prezydentury Trumpa zięć angażował się w sprawy Bliskiego Wschodu, wysyłany był na międzynarodowe spotkania i negocjacje w tym regionie, gdzie de facto występował w roli sekretarza stanu i działał z pominięciem protokołu Departamentu Stanu. Jemu prezydent powierzył pieczę nad rozmowami pokojowymi między Palestyną a Izraelem. – Jeżeli ty nie dasz rady doprowadzić do pokoju, nikt tego nie dokona – powiedział podczas przyjęcia dzień przed swoją inauguracją.
Jaredowi nie udało się tego uzyskać. W międzyczasie zajmował się jednak innymi sprawami międzynarodowymi, w tym negocjacjami handlowymi z Meksykiem i Chinami, gdzie odegrał dużą rolę w łagodzeniu sporów. Dzięki m.in. jego perswazji pierwszą zagraniczną podróż jako prezydent Donald Trump odbył do Arabii Saudyjskiej, gdzie Jared Kushner zacieśnił stosunki z prominentnymi przedstawicielami rodziny królewskiej, w tym następcą tronu Mohammedem bin Salmanem. Nim kontakty te skomplikowało zamordowanie saudyjskiego dziennikarza Dżamala Kaszogiego, prezydent i jego zięć liczyli na bliską współpracę z tym mocarstwem, które postrzegali m.in. jako sprzymierzeńca w konfrontacji z Iranem.
Znów kampania
Amerykańska prasa informuje teraz, że w ciągu ostatnich kilku tygodni brakowało Kushnera na ważnych spotkaniach, podczas których prezydent, jego zastępca Mike Pence, sekretarz obrony Mark T. Esper i inni doradcy rozważali kwestie międzynarodowe, w tym konflikt z Iranem.
Kushner odsunął się nieco od spraw międzynarodowych, gdy szefem Departamentu Stanu został Mike Pompeo, którego uważa się za o wiele bardziej kompetentnego niż jego poprzednik Rex Tillerson.
Ale nieobecność Jareda wynika też z kolejnego zwrotu w jego waszyngtońskiej karierze.