Arabia Saudyjska już raz odkręciła kurki z ropą – było to w 1985 r., po latach ograniczania dostaw. Ten szok w bardzo wymiernym stopniu przyczynił się do rozpadu sześć lat później Związku Radzieckiego. Także dziś saudyjski koncern Aramco wydobywa ropę najtaniej ze wszystkich głównych graczy: to koszt 2,8 dol. za baryłkę wobec 16 dol. w przypadku ExxonMobil i 20 dol. Rosneftu. Saudyjczycy jako jedyni mają także ok. 2,5 mln baryłek wolnych mocy produkcyjnych, które mogą z dnia na dzień uruchomić.
Ale dzisiejsza 35-milionowa Arabia Saudyjska to nie 14-milionowy kraj sprzed 35 lat. Rozbudowa zabezpieczeń socjalnych dla coraz liczniejszego społeczeństwa, ogromne projekty infrastrukturalne i wojna, jaką książę wypowiedział Jemenowi, powoduje, że budżet królestwa bilansuje się, dopiero gdy ceny ropy sięgają 85 dol. za baryłkę. Póki zagraniczni inwestorzy są gotowi finansować saudyjski dług, nie jest to problem. Później książę będzie musiał dać za wygraną.
W piątek Rosja zerwała negocjacje z OPEC po części dlatego, że rozpoznała w układzie wytworzonym przez koronawirus możliwość zemsty na Ameryce za sankcje nałożone po okupacji Krymu i próbę blokady gazociągu Nord Stream 2. W ostatniej dekadzie dzięki rewolucji łupkowej Ameryka wyrosła na największego producenta ropy na świecie. Ale ten sposób wydobycia surowca nigdy nie okazał się opłacalny: bazował na kredytach banków, które wierzyły, że w dłuższej perspektywie biznes wyjdzie na prostą. Załamanie cen ropy z powodu koronawirusa może podciąć zaufanie rynków finansowych do takich firm, jak Chevron, które bardzo mocno postawiły na rewolucję łupkową. I boleśnie uderzyć w geostrategicznego konkurenta Rosji.
Uzależnienie Rosji
Tyle że Władimir Putin, podobnie jak Saudowie, nie zdołał zdywersyfikować gospodarki swojego kraju. Zależność od dochodów z dostaw ropy jest tak duża, że bez niej rosyjski prezydent nie ma jak rozwinąć programów zabezpieczeń socjalnych czy rozwoju infrastruktury, chyba że kosztem ograniczenia czwartych co do wielkości na świecie (570 mld dol.) rezerw walutowych.
Tego Kreml chce jednak uniknąć tak długo, jak się da – pomny kryzysu finansowego końca lat 90., kiedy pozbawiony takich zabezpieczeń Borys Jelcyn nie mógł zapobiec załamaniu kursu rubla i utraty przez wielu Rosjan oszczędności życia, co okazało się jednym z głównych powodów końca rosyjskiej demokracji. Już w piątek rosyjska waluta straciła blisko 10 proc. wartości, a złoty był wymieniany za 20 rubli. W poniedziałek moskiewska giełda była nieczynna.
Wojna handlowa wywołana przez koronawirusa oznacza wreszcie głęboki wstrząs dla koncernów energetycznych. Od Royal Dutch Shell po ExxonMobile czy BP – wszędzie można teraz spodziewać się głębokich cięć w kosztach działalności oraz sprzedaży aktywów. To jeszcze bardziej pogrąży giełdy, które i bez tego w poniedziałek przeżywały najgorszy dzień od wielkiego kryzysu finansowego sprzed dziesięciu lat.