Co stało się w czwartek w szpitalu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przy Banacha w Warszawie?
U jednego z pracowników administracji stwierdzono obecność koronawirusa. Nie wiedzieliśmy o tym wcześniej. Natychmiast zastosowane zostały wszystkie procedury. Zamknęliśmy szpital – nikt nie mógł go opuścić, odnaleziono bezpośrednie kontakty. Wszystkie te osoby zostały poddane kwarantannie. Po siedmiu dniach będą miały wykonane testy. Wśród tych osób jest dyrektor szpitala, lekarze i pielęgniarki. Ponad 300 osób, które mogły mieć kontakt z zakażonym, musi się obserwować i w razie jakichkolwiek objawów również poddać kwarantannie. Szpital jest dezynfekowany. Robimy wszystko, aby mógł dalej pracować, bo jest potrzebny warszawiakom. Według wstępnej oceny nie wydaje się, że może to mieć duży wpływ na jego funkcjonowanie w najbliższych dniach.
Studentów w szpitalach już nie ma, powinno być zatem lepiej, lekarze są odciążeni.
Nie możemy mówić, że jest lepiej, bo w klinicznym szpitalu nie ma studentów. To kolejna odsłona dramatu – brak możliwości kształcenia przyszłych medyków w związku z problemem, z którym boryka się praktycznie cały świat. Mamy dziś możliwość odbywania zajęć dydaktycznych z wykorzystaniem zdobyczy e-learningu, ale nie zastąpi to zajęć praktycznych, przy łóżku chorego. To, że sytuacja w szpitalach będzie ulegała pogorszeniu, wydaje się być nieuniknione. Objawi się to wraz ze wzrostem liczby zakażonych, która w niedługim czasie będzie liczona w tysiącach. Około 20 proc. z tych osób będzie wymagało hospitalizacji, a część z nich będzie musiała być leczona przy użyciu respiratorów. Trudno sobie przy takiej perspektywie wyobrazić, że będą szpitale, które nie zetkną się z problemem koronawirusa. Będzie to dotyczyło także największych szpitali stolicy. A czy można nad nimi panować? Na razie tak. Ale co będzie dalej – tego na razie wiemy.
Jak one funkcjonują na co dzień, czego brakuje? Jesteście zdani na siebie czy odczuwacie faktyczną pomoc władz?