Unijny komisarz sprawiedliwości i spraw wewnętrznych ujawnił wczoraj szczegóły projektu kontrowersyjnej dyrektywy, która wprowadziłaby w UE system pozwoleń na pracę wzorowany na amerykańskiej zielonej karcie i mający z nią konkurować.
Franco Frattini chce znacznie ułatwić imigrantom o wysokich kwalifikacjach zawodowych osiedlanie się w UE, podejmowanie pracy, zdobycie mieszkania i świadczeń socjalnych. Aby uzyskać unijną niebieską kartę, imigrant musiałby podpisać umowę o pracę na co najmniej rok gwarantującą zarobki w wysokości trzykrotnej płacy minimalnej w danym kraju oraz opiekę zdrowotną, a także przedstawić dowody swoich kwalifikacji.
Karta byłaby ważna przez dwa lata z możliwością zarówno jej przedłużenia, jak i cofnięcia, jeżeli jej posiadacz pozostawałby bez pracy przez ponad trzy miesiące. Umożliwiałaby także swobodne przeprowadzenie się do innego kraju Unii Europejskiej.
Po co to wszystko? Frattini tłumaczy, że Unia musi wykorzystać szanse, jakie daje imigracja, zamiast ciągle postrzegać to zjawisko jako wielkie zagrożenie. Najbardziej potrzebują tego szybko starzejące się społeczeństwa takich krajów, jak Niemcy, Węgry i Włochy. Zamiast po prostu otwierać granice i rynki pracy, należy jednak odpowiednio regulować imigrację, by przyciągać tylko najzdolniejszych.
Na razie UE przegrywa konkurencję z USA: aż 85 procent imigrantów to niewykwalifikowana siła robocza, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych jest to tylko 5 procent. Pracownicy wykwalifikowani stanowią aż 55 procent imigrantów przybywających do USA. Unia przejmuje tylko 5 procent imigracji bardziej wartościowej z rynkowego punktu widzenia.