W pełnej gotowości na wyniki spotkania czekał głównodowodzący turecką armią. Generał Yasar Buyukanit już kilka dni temu oświadczył, że armia będzie oczekiwać na sygnał, jak potoczyły się rozmowy. Do tego czasu wstrzyma się z rozkazem uderzenia na północny Irak. Na granicy od kilku dni czeka jednak około 100 tysięcy żołnierzy oraz czołgi, śmigłowce bojowe i myśliwce F-16.

Sam Recep Tayyip Erdogan poleciał do Waszyngtonu w bojowym nastroju. Jeszcze na lotnisku odgrażał się, że ma dość terrorystycznych ataków z północnego Iraku. – Nasza cierpliwość się skończyła – oświadczył. I dodał, że od prezydenta George’a W. Busha będzie się domagał bardzo konkretnych działań. Jeśli nie otrzyma żadnej obietnicy, Turcja zaatakuje Kurdów w Iraku. – Jadę do USA, gdy nasze stosunki z Ameryką przechodzą poważny test – podkreślił.

Z Bushem miał się spotkać około godziny 20 polskiego czasu. Rozmowa miała trwać co najmniej godzinę. Jak pisała turecka prasa, Erdogan zamierzał wręczyć Bushowi listę ze 150 nazwiskami najbardziej poszukiwanych przywódców i członków Kurdyjskiej Partii Robotniczej (PKK). Większość z nich przebywa w Iraku, ale wielu żyje w Belgii, Holandii, Francji, Norwegii czy Rosji.

Tureckie władze dokładnie wiedzą, gdzie są poszczególni bojownicy. I ponoć informacje te umieściły na liście Erdogana.Ankara domaga się między innymi, by Amerykanie i Irakijczycy schwytali kurdyjskich przywódców, doprowadzili do ich ekstradycji oraz zlikwidowali obozy PKK w północnym Iraku. Jest też rozczarowana, że żaden z kurdyjskich bojowników schwytanych w zeszłym roku w Belgii i Francji nie tylko do tej pory nie został wydany Turcji, ale – wbrew protestom Ankary – wszyscy zostali wypuszczeni na wolność.To dlatego Erdogan zamierzał poskarżyć się Bushowi, że inne państwa Europy nie współpracują z Turcją w walce z terroryzmem. Miał mu też przekazać raport o PKK, by przekonać Busha, że to terrorystyczna organizacja. Tylko w ciągu ostatnich czterech tygodni w wyniku kurdyjskich ataków zginęło 35 tureckich żołnierzy i 15 cywilów. „Bush powinien zdecydować: albo PKK, albo Turcja” – napisał dziennik „Hurryiet”

Premier Turcji miał też okazję szerzej zaprezentować turecki punkt widzenia. Zaplanowano jego przemó- wienie między innymi w waszyngtońskim Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych.George W. Bush wierzył przed spotkaniem, że uda mu się odwieść Erdogana od wojennych planów. Waszyngton boi się bowiem, że interwencja Turcji doprowadzi do zdestabilizowania północy Iraku, najspokojniejszego regionu w tym kraju. Obawia się też, że śladem Turcji pójdą inne państwa, które mają problemy z Kurdami, np. Iran.W piątek sekretarz stanu USA Condoleezza Rice obiecała podwoić wysiłki, by pomóc Turcji w walce z PKK. Nie padła jednak żadna konkretna propozycja. Być może dlatego większość mieszkańców Turcji była wczoraj sceptyczna. Z nadzieją na jego wyniki czekali jedynie tureccy Kurdowie. – Chcemy, by rozlew krwi został powstrzymany. W przeszłości Turcy i Kurdowie walczyli ramię w ramię, byli przyjaciółmi – powiedział agencji AP Mustafa Balikci, jeden z mieszkańców miasta Diyarbakir.