– Boicie się dnia! Jesteście jak złodzieje, którzy kradną pod osłoną nocy! – grzmiał były premier Mikulasz Dzurinda, lider opozycyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (SDKU), gdy w poniedziałek o 20 słowacki parlament rozpoczynał dramatyczną debatę, która mogła się zakończyć odwołaniem rządu. Ale się nie zakończyła. Obrady trwały 12 godzin.
Opozycja wytoczyła najcięższe działa. Zarzuciła Fico, że kraj jest coraz bardziej izolowany w Europie, bo rząd ignoruje bezpieczeństwo energetyczne, dąży do zbliżenia z Rosją i kategorycznie sprzeciwia się amerykańskiej bazie antyrakietowej w Europie. Zdaniem opozycyjnych polityków koalicja z nacjonalistyczną Słowacką Partią Narodową (SNS) prowokuje napięcia etniczne na granicach z sąsiednimi Węgrami.
– Nie mam w kancelarii portretu prezydenta Busha. Mam za to portret prezydenta Słowacji – odpierał ataki premier.
– Pan Fico godzi w podstawy demokracji. Grozi opozycji więzieniem. Atakuje media. Marnotrawi polityczny i ekonomiczny kapitał zgromadzony przez poprzedni rząd Dzurindy – ostrzegał Martin Fronc, wiceprzewodniczący Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej (KDH).Premierowi zarzucono też tuszowanie afer korupcyjnych. Wypomniano skandal w Agencji Rolnictwa, która przydzieliła w ramach restytucji góralom warte miliard koron parcele w spiskiej miejscowości Velki Slavkov, a po zmianie wyceny gruntów odkupiła je za 13 milionów koron firma bliska rządowi. Prawica nie oszczędziła ministra obrony Frantiszka Kaszyckiego, któremu wytknęła korupcję przy przetargu na sprzęt do usuwania śniegu w koszarach. – Tytanowe łopaty będą kosztowały 4 miliardy koron – krzyczeli deputowani. Kiedy Jan Lipszyc, wiceszef KHD, zarzucił rządowi sprzyjanie mafii, premier nie wytrzymał. Krzyczał, że „zdemoralizowani posłowie kłamią i fałszują informacje”. Oskarżył dziennikarzy o kłamstwo i dodał, że przed podjęciem pracy w redakcji „powinni składać egzaminy, podobnie jak kominiarze”.
Rano słaniający się ze zmęczenia posłowie opozycji zgromadzili tylko 55 z 76 głosów potrzebnych do odwołania Fico.